Pierwsza część września to zwłaszcza dla miejscowych fanów tenisa czas wyjątkowy. Ostatni i najbardziej spektakularny w sezonie wielki szlem w Nowym Jorku się kończy, ale za to zaczyna największy w Polsce turniej, którego gospodarzem jest stolica Pomorza Zachodniego.
W tegorocznym Pekao Szczecin Open (27 edycja) zobaczymy jeszcze większą liczbę spotkań, bo w turnieju głównym wystąpi aż 48 singlistów (w tym 6 Polaków), a nie jak dotychczas 32. Ci najlepsi zaczną wprawdzie od drugiej rundy, lecz dla kibiców białego sportu ma to marginalne znaczenie. Najwięcej sportowego ducha walki jest przecież w potyczkach pierwszej rundy, gdzie mało znani zawodnicy, albo ci bardzo młodzi robią wszystko, by dać sobie szansę na zaistnienie w turnieju, który może uchylić jakże wielkie i ciężkie drzwi do rzeczywistości zwanej 'karierą'. Ale poza kibicowaniem tym śmiałkom, bardzo liczymy na wysokie tenisowe loty za sprawą takich zawodników jak Hiszpanie - Albert Ramos-Vinolas (nr 1 turnieju) i Roberto Carballes Baena (nr 4), Włoch Marco Cecchinato (nr 2) oraz Niemiec Philipp Kohlschreiber (nr 3).
Znamy już nazwiska wszystkich zawodników, którzy otrzymają „dzikie karty” do 27. edycji Pekao Szczecin Open (ATP Challenger, pula nagród 137 560 euro), która w dniach 9-15 września zostanie rozegrana na kortach przy al. Wojska Polskiego 127 w Szczecinie.
Podczas niedawnej konferencji prasowej informowaliśmy, że tego typu przepustki do głównej drabinki otrzymają Paweł Ciaś, Karol Drzewiecki oraz Daniel Michalski. Miło nam ogłosić, że do wspomnianej trójki właśnie dołączył kolejny młody i uzdolniony Polak - Filip Kolasiński. (na zdj.) Osiemnastoletni zawodnik ma za sobą kilka udanych tygodni. Polak dotarł do ćwierćfinału turnieju w Koszalinie (ITF, 15 000$) oraz drugich rund w ukraińskim Irpieniu (ITF, 15 000$) i Poznaniu (ITF, 25 000$). Ta dobra seria pozwoliła mu zdobyć cztery cenne punkty do rankingu ATP. W Szczecinie Kolasiński stanie przed szansą, aby ten dorobek powiększyć.
To był bardzo dobry dzień na rozegranie finału 26-go szczecińskiego challengera w grze pojedynczej. Dopisała nie tylko pogoda, ale i kibice, którzy wypełnili każdą z trybun głównego obiektu i zestaw dwóch bohaterów tegorocznej bitwy o najcenniejsze trofeum.
Na koniec tegorocznej przygody Szczecina z tenisem na wysokim poziomie zobaczyliśmy ciekawą i trzysetową walkę dwóch zawodników z nieco innych światów. Jeden to 18-letni młodzieniec z Hiszpanii (choć bardzo jasna karnacja i blond czupryna zdradza zupełnie inne pochodzenie rodziców) lubiący się w aktywnej, ofensywnej i różnorodnej grze. Z racji wieku oraz już wysokich umiejętności wielu liczy, że Alejandro Davidovich-Fokina dopiero uchyla drzwi wielkiej kariery. Po drugiej stronie mieliśmy reprezentanta Argentyny, ciemnowłosego, doświadczonego 27-latka z Buenos Aires, który kilka razy w karierze sięgał po tytuł challengera, a jego atutem jest defensywa i granie płaskich piłek zza linii końcowej. Co istotne, Guido Andreozzi nigdy nie był w pierwszej setce, a od wyniku finału Pekao Szczecin Open zależało czy w niej zaistnieje...
Początek turnieju, z uwzględnieniem kwalifikacji, nie był dla Polaków udany i to najdelikatniejsze określenie, jakiego można użyć w tym kontekście. Spośród singlistów też żaden nie odniósł sukcesu w głównej drabince. Kilku pojawiło się jednak w deblu i tam było znacznie lepiej.
Ukoronowaniem dużej pracy, jaką wykonują na co dzień czołowi polscy tenisiści, mimo najróżniejszych trudności, jest dzisiejszy triumf w finale gry podwójnej Pekao Szczecin Open 22-letniego Karola Drzewieckiego, który wraz z doświadczonym Filipem Polaskiem ograli nieco bardziej faworyzowany duet z Argentyny - Guido Andreozziego i Guillermo Durana. Od początku meczu prezentowali się solidniej. Na pewno też zachowali nieco więcej sił jak ich rywale. Chociażby wczoraj graliśmy znacznie lepiej jak w tym finale. Forma nie dopisała. Rywale za to zagrali bardzo dobrze, a Polasek świetnie czuwał przy taśmie - mówił po spotkaniu lekko przygnębiony Guillermo Duran.
Moglibyśmy okrasić ten tekst dokładnie takim samym tytułem jak dziś rano... Bohaterami piątku znów zostali bowiem niesamowici w tegorocznym turnieju: Guido Andreozzi z Argentyny oraz Rudolf Molleker z Niemiec. Na szczęście dla nas do tej listy dopisał się również nasz rodak - Karol Drzewiecki!
22-latek z Poznania i bardziej doświadczony Filip Polasek z Czech ograli dziś rozstawionych z nr 2 w turnieju - Romaina Arneodo i Jonathana Eysserica 6:3, 3:6, 10-6. Jak podkreślał po spotkaniu Drzewiecki to jego największy, jak do tej pory, sukces w turnieju challengerowym. A może być jeszcze bardziej okazały jeśli dobrą formę polsko-czeska para utrzyma do jutra... O wygraną łatwo jednak nie będzie. Naprzeciw nim stanąć mają wspomniany Guido Andreozzi i Guillermo Duran, którzy dziś w bardzo dobrym stylu ograli Fabrico Neisa oraz Davida Vegę Hernandeza 7:6(3), 6:4. Finał już jutro o godzinie 19:00 na korcie centralnym.
Czwarty dzień turnieju głównego Pekao Szczecin Open bezsprzecznie należał do Guido Andreozziego z Argentyny, który najpierw awansował do ćwierćfinału singla, a dwie godziny później cieszył się z wygranej w deblu, która dała półfinał.
Ofiarą 27-latka z Buenos Aires padł wczoraj Mario Vilella Martinez. Mecz toczony był pod kontrolą rozstawionego z nr 4 Andreozziego. Nie mogło zakończyć się inaczej jak jego wygraną (6:4, 6:3). Uskrzydlony zwycięstwem przystąpił do ćwierćfinału debla, gdzie wraz z Guillermo Duranem zmierzył się z turniejową 'jedynką' - duetem Adreas Molteni/Igor Zelenay. Już pierwszy set spotkania zapowiadał emocje, bo jako pierwsi przełamali Argentyńczycy. Wyraźnie podrażnieni takim obrotem sytuacji rywale podkręcili tempo, ale dobre piłki kierowane pod nogi wysokiego Zelenaya robiły swoje. Andreozzi/Duran wygrali 7:5, a w następnym secie polegli 1:6... Ale w grze mieszanej takie wahania są dość częste. O wszystkim zadecydował super tie-break, o równie dziwacznym przebiegu, bo Argentyńczyli szybko uzyskali ogromną przewagę 9:3, by po kilku następnych minutach było już 'tylko' 9:8!
Wydarzenia ostatnich dni na szczecińskich kortach przy al. Wojska Polskiego tylko zdają się potwierdzać cichą tezę o tym, że nasz turniej nie przepada za faworytami... A przynajmniej mają oni w stolicy Pomorza Zachodniego wyjątkowo trudno.
Cała historia Pekao Szczecin Open utwierdza nas w tym przekonaniu, ale musimy traktować je z przymrużeniem oka. Wiemy przecież, że sport uwielbia płatać figle, a tenis w szczególności. Jak twierdzą często największe gwiazdy światowego formatu, tenis to sport przegranych. Liczba porażek w całej karierze jest bowiem procentowo zawsze zaskakująco wysoka, wśród tych najlepszych również. Pod górkę mają też wszyscy rozstawienia w tegorocznej edycji naszego challengera. Środa była dniem głównie drugich rund turnieju singla oraz dokańczania pierwszej debla. A w nich swoje boje toczyli m.in. Roberto Carballesa Baena (nr 2) w singlu, czy Dustin Brown w parze z Andre Begemannem. Choć tego drugiego trudno w tym roku nazwać faworytem, wiemy doskonale, że potrafi świetnie wykorzystywać atuty w grze podwójnej, nawet gdy słabiej mu idzie w pojedynkę. Jednak zarówno on jak i Carballes Baena odpadli.
Drugiego dnia turnieju głównego szczecińskiego challengera tenisiści obdarowali kibiców kilkoma niesamowitymi meczami. Jakości, emocji oraz złości sportowej było dziś pod dostatkiem. Niech żałują więc ci, którzy nie dotarli na korty przy al. Wojska Polskiego.
Spodziewaliśmy się, że większość zaplanowanych na wtorek spotkań będzie stała na wysokim poziomie. I choć wyniki niektórych potyczek mogły nieco rozczarować fanów największych nazwisk tegorocznej edycji Peako Szczecin Open, nie mamy na co narzekać... Wybaczyć też należy medialnemu faworytowi turnieju - Tommy'emu Robredo (na zdjęciu), że po przegranej nie był skory do żadnych rozmów z dziennikarzami. W trakcie meczu dnia, doświadczony Hiszpan zostawił na korcie naprawdę kawał zdrowia, imponował świetnymi uderzeniami w narożniki pola przeciwnika, czy po wszystkich możliwych zewnętrznych liniach singlowych, ale nic z tego. 11 lat młodszy Roberto Carballes Baena był dziś jak dopiero co naoliwiona maszyna - nie do zdarcia. |
|