Czy może być jeszcze gorzej?
W spotkaniu kończącym trzecią kolejkę piłkarskiej ekstraklasy, Pogoń Szczecin przegrała na własnym stadionie ze Śląskiem Wrocław 0:2 i wciąż pozostaje z jednym tylko zdobytym punktem w obecnym sezonie. Podopieczni Kazimierza Moskala nie dość, że nie potrafią wykorzystać i tak nielicznych sytuacji, to przez długi czas wręcz odstraszają kibiców zgromadzonych na trybunach, swoją nieporadną grą i głupimi stratami. Kibice mają prawo być zdenerwowani, bowiem w praktycznie niezmienionym od poprzedniego sezonu składzie Portowcy plasują się w samym ogonie ligowej tabeli.
Nieporadność to najlepsze określenie poczynań zawodników ze Szczecina w poniedziałkowym spotkaniu. A rozpoczęła się ona już w trzeciej minucie, gdy po niegroźnym dośrodkowaniu z rzutu wolnego żaden z Portowców nie był w stanie wybić piłki z własnego pola karnego, przez co trafiła ona dość przypadkowo do Adama Kokoszki, który silnym uderzeniem wyprowadził gości na prowadzenie.
Po mocnym otwarciu Śląska gra się wyrównała i sytuacji było jak na lekarstwo. Pogoń przebudziła się dopiero w końcówce pierwszej części meczu, stwarzając sobie dwie dobre okazje na doprowadzenie do wyrównania. Najpierw w sytuacji sam na sam z bramkarzem rywali znalazł się Adam Gyurcsó, jednak zamiast uderzać od razu pozwolił wyprzedzić się obrońcy, który zablokował strzał szczecińskiego skrzydłowego. Po rzucie rożnym uderzał Kamil Drygas, jednak piłka minimalnie minęła słupek bramki rywali. Niewykorzystane okazje szybko się zemściły, jeszcze w pierwszej części meczu wrocławianie podwyższyli prowadzenie. Ponownie bezradnie we własnym polu karnym zachowali się szczecińscy obrońcy, a zamieszanie pewnie wykorzystał Filipe Gonçalves, pakując piłkę do bramki strzeżonej przez Dawida Kudłę. Po zmianie stron Śląsk skupił się na utrzymaniu wyniku, pozwalając atakować Pogoni. Gospodarze nie potrafili jednak wypracować sobie sytuacji strzeleckich. Zagrożenie pojawiało się po strzałach z dystansu lub po nielicznych dobrych podaniach. Swoje okazje po dograniach kolegów, szczególnie wprowadzonego w drugiej połowie Seiya Kitano, mieli Spas Delew, Adam Frączczak i Łukasz Zwoliński. Ani oni, ani uderzający z dystansu Rafał Murawski i Kamil Drygas nie potrafili jednak umieścić piłki w bramce rywali i ostatecznie z kompletu punktów cieszyć mogli się przyjezdni. O przełamanie Portowcy powalczą w najbliższą niedzielę, jednak o korzystny wynik będzie im niezwykle ciężko. Podopieczni Kazimierza Moskala zmierzą się na wyjeździe ze świetnie dysponowanym na początku sezonu zespołem Zagłębia Lubin. Miedziowi w tym sezonie zanotowali komplet zwycięstw, a ponadto nie stracili jeszcze ani jednej bramki.
ďż˝rďż˝dďż˝o: Własne
relacjďż˝ dodaďż˝: WpV |
|