Niewiele brakowało, a Portowcy zaliczyliby dużą wpadkę w Kielcach. Jej rozmiary szczecinianie zdołali zmniejszyć i zremisowali z Koroną 2:2, choć przegrywali do przerwy 2:0. To gospodarze zdecydowanie ruszyli wraz z pierwszym gwizdkiem. W 18. minucie do bramki Pogoni trafił Dawid Błanik, na szczęście gol nie został uznany bo były gracz Portowców był na spalonym. Cztery minuty później Korona znalazła prawidłową drogę do siatki.
Po rzucie rożnym nie popisali się defensorzy Pogoni. Żaden z nich nie przypilnował Nono. 170 cm wzrostu wystarczyło żeby głową rozwiązać worek z bramkami. Szczecinianie prezentowali się na boisku równie źle co w meczu z Zagłębiem. W 31. minucie Vahan Bichakhchyan w dogodnej sytuacji strzelił obok słupka. Dziesięć minut później kielczanie podwyższyli prowadzenie. Znów skompromitowała się defensywa Pogoni. Jacek Podgórski przy linii końcowej łatwo ograł Linusa Wahlqvista. Następnie wyłożył piłkę Dawidowi Błanikowi, który silnym strzałem pokonał bramkarza gości.
Przyjezdni wzięli się za odrabianie strat po przerwie. W 54. minucie rzut karny na gola zamienił Kamil Grosicki. Cztery minuty później Korona powinna wrócić na dwubramkowe prowadzenie. Evgeniy Shikavka w sytuacji sam na sam uderzył prosto w bramkarza Pogoni. Kibice w Kielcach przecierali oczy ze zdumienia jak można było zmarnować taką okazję. Napastnik Korony tym samym uratował Benedikta Zecha, który dopuścił do tej sytuacji. W 67. minucie gola na wagę punktu zdobył Alexander Gorgon. Zmiennik w niedzielnym meczu huknął bez przyjęcia. Gospodarze mogli zgarnąć pełną pulę, ale w końcówce jedynie w słupek trafił Adrián Dalmau.
źródło: własne
|
|