Sandra Spa Pogoń Szczecin ograła Torus Wybrzeże Gdańsk 29:28, choć chyba Portowcy sami nie wiedzieli po meczu, jak tego dokonali. To się właściwie nie miało prawa zdarzyć. A taki rezultat należy uznawać za jakiś cud. Z drugiej jednak strony ekipa z Grodu Gryfa na czele z Rafałem Białym wiele do tego cudu dołożyła. Swoje zrobiła zmiana formacji obronnej. Goście totalnie się pogubili, tracili piłki na potęgę. Za to pod bramką Artura Chmielińskiego szalał Paweł Krupa. Jeśli sam nie oddawał celnych rzutów, to popisywał się asystami do Arkadiusza Bosego, Patryka Biernackiego czy też Piotra Rybskiego. Co ciekawe, rzucając bramkę tak szybko wracał, że przejmował piłkę lecącą do jego bramki i ponownie ruszał sprintem pod drugie pole bramkowe. Więcej w relacji poniżej.
Po pierwszej połowie całkiem zasłużenie na prowadzeniu było Wybrzeże. Gdańszczanie bardzo dobrze wyglądali w formacji defensywnej. Wychodzili do gospodarzy nawet w okolice 9. metra, czym mocno utrudniali rywalom dokładne rozegranie akcji. W efekcie szczecinianie aż trzykrotnie wyrzucali piłkę w aut. Ratunkiem dla nich był Anton Terekhof, bo gdyby nie udało mu się dwukrotnie w krótkim czasie zatrzymać Keliana Janikowskiego w kontrach, wynik był jeszcze bardziej niekorzystny.
Trener Biały starał się rotować składem. Na środku zaczął Dmytro Horiha, który zamieniał się pozycjami z Patrykiem Biernackim. Ten drugi po 22 minutach rywalizacji miał już jednak dwa dwuminutowe upomnienia. Musiał więc uważać, by przedwcześnie nie zakończyć tego spotkania. Powoli w mecz wchodził dobrze zapamiętany przez Portowców Wróbel. Do przerwy rezultat brzmiał 10:13. Nic nie było jeszcze rozstrzygnięte, ale jeśli gospodarze myśleli o zwycięstwie, musieli wiele poprawić. Po zmianie stron wciąż gra miejscowych pozostawiała wiele do życzenia. Gospodarzom piłka nadal wypadała z rąk, głównie po niedokładnych podaniach. Kilka razy świetnymi obronami popisał się Artur Chmieliński. Wydawało się, że goście wywiozą ze Szczecina bardzo cenne trzy 'oczka'. Nawet kibice siedzący na trybunach nie dawali wiary w to, że los meczu uda się jeszcze odmienić. Tym bardziej, że nawet rzuty karne w wykonaniu Piotra Rybskiego zatrzymywały się w dłoniach bramkarza przyjezdnych. Od 46. minuty i stanu 17:22 coś się jednak zmieniło w grze Pogoni. Szczecinianie i ich trener podjęli maksymalne ryzyko. Najpierw w każdej akcji ofensywnej Terekhof zbiegał do ławki rezerwowych, a na koło wędrował Paweł Krupa. Nadal czegoś brakowało. Dopiero obrona i pilnowanie właściwie każdy swego, przyniosła wymierne efekty. Wtedy też 'Pawka' wziął na siebie odpowiedzialność za rezultat. Trafiał prawie wszystko, w dodatku sprintem wracał do obrony, przechwytując podania i rzuty rywali na pustą bramkę. Dopiero w 58. minucie Wojciech Matuszak odzyskał dla miejscowych prowadzenie (27:26). Ci nie oddali go już do ostatnich sekund, znowu dzięki świetnej postawie w obronie, która kosztowała ogromnie dużo sił. Sandra Spa Pogoń dzięki wygranej wskoczyła na 7. lokatę i zyskała spory oddech.
źródło: własne
|
|