To było niemiłe popołudnie dla fanów szczecińskiej koszykówki. King Wilki Morskie Szczecin wypuściły z rąk zwycięstwo nad rywalami z Radomia, którzy tylko raz prowadzili w meczu. Szczecinianie dobrze weszli w mecz. Po pierwszej minucie gry prowadzili już 9:0. Celnymi trójkami Obie Trotter oraz Artur Mielczarek nieco zniwelowali straty gości. Gospodarze utrzymywali bezpieczną przewagę, którą powiększyli w końcówce kwarty. Za sprawą rzutu z dystansu Dominika Wilczka było 25:14.
Goście mieli spore problemy w drugiej kwarcie. Pudłowali Carl Lindbom, Rod Camphor czy Obie Trotter. W tym czasie pod drugim koszem szczecinianie łatwo przebijali się przez defensywę radomian. Adam Łapeta wykorzystał jeden z dwóch rzutów wolnych i było aż 34:14 dla miejscowych. W końcu i goście zaczęli trafiać. W ich szeregach wyróżniał się Artur Mielczarek. Do przerwy szczecinianie utrzymali jednak bezpieczne prowadzenie, 42:30.
Przyjezdni nie rezygnowali z powrotu do meczu. Trzecia kwarta przyniosła wysoką skuteczność obu drużyn. Carl Lindbom trafił za trzy i gospodarze prowadzili już tylko siedmioma oczkami. Błyskawicznie celnym rzutem z dystansu odpowiedział jednak Paweł Kikowski. Szczecinianie potrafili odbudować przewagę. W pewnym momencie znów wydawało się, że jest bezpiecznie, 60:45. W połowie ostatniej kwarty King Wilki prowadziły ośmioma punktami. Jedni i drudzy regularnie trafiali do kosza, ale najgorsze dla gospodarzy miało dopiero nastąpić. Na nieco ponad trzy minuty przed końcem Paweł Kikowski doprowadził do wyniku 77:67. Nikt nie przypuszczał wówczas, że to ostatnie punkty szczecinian w meczu. Radomianie zwyciężyli rzutami z dystansu. Rod Camphor dorzucił dwie trójki i było tylko 77:75. Nieco ponad pół minuty przed końcem ręka nie zadrżała Arturowi Mielczarkowi. Po jego trójce było 78:77. Goście po raz pierwszy wyszli na prowadzenie i nie oddali go już do ostatniej sekundy gry.
źródło: własne
|
|