![]()
Gospodarzom nie pomógł bramkarz Dawid Ciochoń, który spotkanie zakończył ze skutecznością obron na poziomie 50 procent. Jego łupem padło aż 7 rzutów szczecinian. Brakowało za to argumentów w przedniej formacji. Dużo szumu starał się czynić Japończyk Rennosuke Tokuda. Owszem, swoje trafił, czterokrotnie z rzutów karnych, ale to było trochę za mało.
Goście mieli dużą łatwość w dochodzeniu do pozycji rzutowych. Nieźle grali w obronie. Pokazał to dobitnie pierwszy kwadrans rywalizacji w Tarnowie (5:10). Mecz ten do złudzenia przypominał domową rywalizację Portowców z Piotrkowianinem, kapitalny początek i później pełna kontrola. Jedynie Piotr Rybski nie miał dobrze ustawionego celownika przy rzutach z siódmego metra. Inna sprawa, że miał takich okazji zaledwie dwie przez całe to spotkanie. Znowu swoje wysokie umiejętności pokazał Anton Terekhof. Bramkarz Pogoni przyzwyczaił kibiców w Grodzie Gryfa do ekwilibrystycznych pozycji podczas interwencji. Takich nie brakowało w starciu z beniaminkiem ligi. Trener Marcin Markuszewski często korzystał z przerw na żądanie. Nic to jednak nie wnosiło do gry jego zespołu. Ten w żadnym razie nie przypominał drużyny sprzed tygodnia, kiedy to o mały włos, a zdobyłby punkty w Gdańsku. Odpowiedzialność za wynik brał na siebie Paweł Krupa. Piłka po przymiarkach kapitana szczecinian częściej lądowała w siatce, niż poza nią. W pewnym momencie Biały mógł ze spokojem przyglądać się boiskowym wydarzeniom. Podstawy ku temu dawał mu wynik na tablicy świetlnej, w pewnym momencie było już 17:24. Czasu było zaś na tyle mało, że jedynie cud mógł uratować gospodarzy przed dziewiątą porażką w sezonie. Pogoń wygrywając, wróciła na 7. lokatę w PGNiG Superlidze Mężczyzn i ma już 6 punktów przewagi nad 1. zespołem w grupie spadkowej.
źródło: własne
|
|