![]()
Ale po kolei. Już pierwsze minuty pokazały, że coś jest z naszą drużyną nie tak. O ile jeszcze do obrony nie można było mieć większych zastrzeżeń, tak atak sypał się na potęgę. Tu niecelny rzut, tam złe podanie i tak na okrągło. A MMTS wcale nie grał wielkich zawodów. Ot to, co miał, wykorzystywał. Choć mógł zrobić więcej. Szczęśliwie Mateusz Gawryś pozostawał na posterunku.
Do przerwy Portowcy tracili do gości jedną bramkę (11:12) i w dużej mierze mogli dziękować, że nie więcej. Wydawało się, że rozmowa w szatni z trenerem Rafałem Białym coś pomoże. Początkowo można było mieć takie wrażenie. Jak się okazało, mylne. Ekipa z Grodu Gryfa co prawda doprowadziła do wyrównania, ale im dalej w drugą połowę, tym było gorzej. W 48. minucie po kilku błędach wynik brzmiał już 17:22. Kwidzynianie właściwie mogli świętować zwycięstwo. Zdaje się jednak, że uczynili to zbyt szybko. Pogoń jeszcze wtedy nie wierzyła, że coś wskóra. Krok po kroku i ta wiara zaczęła sięgać zenitu. Trybuny szalały, z całą pewnością niosły szczypiornistów ze Szczecina. Efekt był piorunujący: 8 trafień z rzędu przy świetnej postawie Antona Terekhofa między słupkami. Na taki nokaut MMTS nie zdołał odpowiedzieć. 10 minut bez celnego rzutu zrobiło swoje. Trzy arcyważne punkty zostały w stolicy Pomorza Zachodniego. Wielkie podziękowania dla kibiców, zwłaszcza grupce bardzo aktywnych ze Szkoły Podstawowej nr 4 w Stargardzie.
źródło: własne
|
|