Ciemne chmury spowiły dziś niebo nad miastem. I choć wszyscy na kortach Szczecińskiego Klubu Sportowego mieli nadzieje na brak konsekwencji takiej aury... przeliczyli się. Deszcz pokrzyżował szyki, ale 27 edycja challengera w końcu ruszyła.
Co prawda z kilkugodzinnym opóźnieniem i przerwami, które są dziś nieodłącznym elementem wydarzeń. Priorytetem było rozegranie dwóch meczów kwalifikacyjnych z udziałem polskich tenisistów, w tym Piotra Galusa - 18-latka ze Szczecina. Choć kort nr 8 nie sprzyja wygodnemu oglądaniu zmagań i kibicowaniu, w jego pobliżu zgromadzili się ciekawscy widzowie oraz, rzecz jasna, rodzina, przyjaciele i trenerzy jasnowłosego młokosa. Mieli co oklaskiwać? Owszem! I wcale nie robili tego, by wprawić w szybszy ruch krwioobieg z racji dość przenikliwego chłodu... Wprawdzie Galus poległ w pierwszym secie, ale nie poddał się. Do tej pory takie mecze przegrywałem. Może zwyczajnie dojrzałem do takiego momentu, że potrafię wygrać spotkanie na styku. W końcu się przełamałem! - mówił tuż po meczu szczęśliwy bohater miejscowych... a zwłaszcza swojej mamy, nie kryjącej ogromnego wzruszenia.
Dotychczas młody szczecinianin dwukrotnie próbował swych sił w walce o drabinkę główną tego turnieju. I dwukrotnie odpadał w pierwszych rundach kwalifikacji, zdobywając w nich niewielką ilość gemów. Tym razem miało być nieco łatwiej (z uwagi na zmiany zasad kwalifikacji), ale przy tym liczyliśmy na dobrą i dojrzalszą grę Galusa.
Wszystko się sprawdziło. Choć przy stanie 2:5 w pierwszej odsłonie i dobrej formie wiele bardziej doświadczonego Macieja Smoły w serwisie o optymizm nie było łatwo. Mimo to grający u siebie Galus walczył ze swoimi słabościami bardzo dzielnie. Doszedł rywala na 4:5. Pogoń nie okazała się skuteczna, lecz wlała nadzieję na lepszy rezultat w dalszej części meczu. Szczecinianin z jeszcze większą koncentracją przystępował do każdego następnego gemu serwisowego rywala w secie nr 2. 'Przyczajony tygrys' - tak można by zobrazować to w jaki sposób Galus schodził na nogach szykując bombową odpowiedź na podanie Smoły. Wielokrotnie bardzo skutecznie i widowiskowo. Do tego dołożył solidny forehand i szybkość. To jego atuty. W efekcie zasłużenie wygrał 4:6, 6:3, 6:3. Po meczu był zaskoczony zainteresowaniem swoją osobą i skromnie podkreślał, że w końcu udało mu się wygrać mecz z kimś wyżej notowanym oraz znacznie bardziej doświadczonym. Jego dzisiejszy sukces to jednak nie przypadek: Nie 'się udało' tylko zapracowałeś na to zwycięstwo pokazując kawał solidnej gry i ambicji! To chyba nie jest tak, że coś 'samo się zrobiło', prawda? - No tak! Ten mecz pokazał mi, że z takimi zawodnikami mogę wygrywać. Do tej pory takie mecze przegrywałem. Na przykład 2 tygodnie temu miałem piłkę setową z zawodnikiem, który był 400 w rankingu, a przegrałem 6:7, 1:6. Może zwyczajnie dojrzałem do takiego momentu, że potrafię wygrać spotkanie na styku. Pomogła mi w tym publiczność, która była po mojej stronie. W końcu się przełamałem. Czyli kolejny ważny dla Ciebie krok zrobiony. I to chyba całkiem spory... - Oczywiście. Moim zdaniem to był mój czwarty mecz, który zagrałem na wysokim poziomie. Trzy przegrałem, w tym z zawodnikiem będącym jakiś czas temu na 103 miejscu w rankingu, mając 5:4 i serwis w drugim secie... Dziś się udało. No i znów to 'udało się'! - No fakt... (śmiech). Poprawka: Zapracowałem na to! A co dziś było najlepsze, czy najskuteczniejsze w Twoim wykonaniu? - Nie ukrywam, że forehand. Zepsułem może z cztery czy pięć piłek na forehandzie, a tak to chyba co druga piłka kończyła się winnerem. Jeśli oczywiście najpierw wyszedł return jego serwisu, a pierwszym podaniem rywal uderzał ok 200 km/h. Drugi serwis oczywiście słabszy, ale za to miał dużo rotacji. Nie było więc łatwo. Aż dziwne, że tyle razy przełamałem... To co do poprawki przed pierwszą rundą Pekao Szczecin Open, tak na gorąco? - Drugi serwis - to z pewnością... Trener mi to powie jako pierwszą rzecz. To był taki mały negatyw dzisiejszego meczu. Uderzałem za lekko i niedokładnie, w konsekwencji czego rywal od razu atakował i przejmował inicjatywę w momencie, kiedy to ja powinienem prowadzić grę... Trzymamy kciuki i powodzenia! - Dziękuję bardzo! A w tej chwili, czyli tuż przed godziną 19:00, na kortach dalsza część przerwanych popołudniowych spotkań, w tym z udziałem Pawła Ciasia (występującego z dziką kartą), który w pierwszej rundzie mierzy się z mocnym przeciwnikiem - Peterem Torebko z Niemiec (314 miejsce w światowym rankingu). Stan w meczu to 1:1... Wcześniej natomiast zakończył się jeden z najciekawiej zapowiadających się meczy tej rundy pomiędzy Jozefem Kovalikiem, a Adamem Pavlasekiem. Po stojącym na wysokim poziomie spotkaniu wygrał ten pierwszy 6:3, 6:2.
źródło: własne
|
|