To był bardzo dobry dzień na rozegranie finału 26-go szczecińskiego challengera w grze pojedynczej. Dopisała nie tylko pogoda, ale i kibice, którzy wypełnili każdą z trybun głównego obiektu i zestaw dwóch bohaterów tegorocznej bitwy o najcenniejsze trofeum.
Na koniec tegorocznej przygody Szczecina z tenisem na wysokim poziomie zobaczyliśmy ciekawą i trzysetową walkę dwóch zawodników z nieco innych światów. Jeden to 18-letni młodzieniec z Hiszpanii (choć bardzo jasna karnacja i blond czupryna zdradza zupełnie inne pochodzenie rodziców) lubiący się w aktywnej, ofensywnej i różnorodnej grze. Z racji wieku oraz już wysokich umiejętności wielu liczy, że Alejandro Davidovich-Fokina dopiero uchyla drzwi wielkiej kariery. Po drugiej stronie mieliśmy reprezentanta Argentyny, ciemnowłosego, doświadczonego 27-latka z Buenos Aires, który kilka razy w karierze sięgał po tytuł challengera, a jego atutem jest defensywa i granie płaskich piłek zza linii końcowej. Co istotne, Guido Andreozzi nigdy nie był w pierwszej setce, a od wyniku finału Pekao Szczecin Open zależało czy w niej zaistnieje...
Zatem zarówno charakterystyka, doświadczenie jak i cele obydwu zawodników są znacznie odmienne. Na pewno jednak co najmniej jedna rzecz ich łączyła przed finałem. To, że obydwaj zaliczą turniej w naszym mieście do wyjątkowo wymagających. Davidovich-Fokina to przecież kwalifikant, a więc grał już od poprzedniej soboty! Andreozzi, co już wcześniej podkreślaliśmy, niemal równie udanie wypadł w deblu, w którym wczoraj wieczorem walczył o tytuł.
Faworytem pojedynku był Argentyńczyk. Nie dość, że doświadczenie stało po jego stronie to i samo przyznanie mu nr 4 turnieju (107 miejsce w światowym rankingu przed przyjazdem do stolicy Pomorza Zachodniego) mówiło wiele, a konkretnie, że jest wyżej od Fokiny o 293 pozycji. To spora różnica na tym poziomie. Pierwsze takty meczu jakby to potwierdzały, bo Fokina dał się przełamać i wyjść przeciwnikowi na 0:2. To jednak nic dla Hiszpana. Chociażby w spotkaniu półfinałowym pokazał jak się wychodzi z najtrudniejszego dołka (przegranej w secie do zera). Szybko więc zdobyte doświadczenie przekuł na czyny i rychło odrobił straty. Był groźny bo, jak się spodziewaliśmy, to on częściej wybierał się do siatki i robił to skutecznie. Miał nawet szansę na wyjście na wynik 5:4, ale kilka prostych błędów i piąty gem powędrował na stronę Andreozziego. Po chwili przegrał swój serwis i tym samym partię 4:6. W drugiej Hiszpan postanowił niewiele zmieniać w swojej taktyce gry. Wciąż to on wszczynał ofensywne akcje i wyszedł na wynik 3:0. Andreozzi oczywiście walczył dzielnie, ale był w tej partii słabszy i przegrał ją 4:6. O triumfie w całej imprezie musiał zadecydować trzeci set, na szczęście dla widowni, która zbyt szybko nie chciała wychodzić z obiektu, a na nieszczęście wyraźnie podmęczonych zawodników... Co zrozumiałe, lepiej w niego wszedł Fokina, ale tym razem Argentyńczyk sam podkręcił tempo, nie mógł na ostatniej prostej dać się rywalowi stłamsić. Wywalczona przez niego w dobrym stylu przewaga na 3:1 wystarczyła. Andreozzi dobrnął do 6:3 i wygrał turniej! Jednocześnie odetchnął z ulgą. Zanim bardzo trudny i pracowity tydzień... Okraszony jednak sukcesami, czyli zwycięstwem w singlu i finałem debla. Gratulujemy! Po spotkaniu obydwaj bohaterowie chętnie mówili o turnieju w samych superlatywach: Guido Andreozzi: Zdarzało mi się już wygrywać turnieje challengerowe, ale nigdy nie zwyciężyłem w imprezie tak wysokiej rangi. Jestem zachwycony tym, że punkty ze Szczecina pozwolą mi zanotować wymarzony awans do pierwszej setki rankingu ATP. Czas spędzony w Polsce był znakomity. To świetny turniej, w którym każdy element jest dopięty na ostatni guzik, a wszyscy są bardzo uprzejmi i uśmiechnięci. Wchodząc na obiekt, widziałem fotografie dawnych mistrzów z Argentyny i to zadziałało na mnie motywująco. Mam nadzieję, że w przyszłym roku przy wejściu pojawi się także moje zdjęcie! Alejandro Davidovich Fokina: To był dla mnie znakomity turniej i choć zmęczenie dało o sobie znać, to jednak udało mi się wytrzymać trudy całego tygodnia. Uważam, że klątwy są po to, żeby je przełamywać, więc w tym roku naprawdę chciałem zostać pierwszym Hiszpanem, któremu uda się tu triumfować! Niestety, Guido był tego dnia lepszy i zasłużenie zwyciężył. Widziałem zdjęcia z ubiegłorocznego finału i spodziewałem się, że na trybunach może pojawić się komplet widowni. Gra da takiej publiczności naprawdę jednak motywuje, więc było wspaniale!
źródło: własne/pekaoszczecinopen.pl
|
|