Nie tak miał wyglądać początek zmagań w najważniejszej części sezonu zasadniczego Superligi kobiet. Wydawało się, że Vistal Gdynia (pierwszy rywal szczecińskiej Pogoni Baltica) przeżywa kryzys, a przynajmniej spadek formy. Brązowe medalistki długo męczyły się u siebie z czerwoną latarnią ligi, kilka dni temu doznały sromotnej przegranej w Lubinie z Zagłębiem i tym samym odpadły z rozgrywek o Puchar Polski. Podopieczne Adriana Struzika słabości rywalek nie wykorzystały.
Przegrana w Gdyni z Vistalem 17:25 postawiła Pogoń Balticę w bardzo trudnej sytuacji. Owszem, do końca sezonu jeszcze 9 kolejek, w których właściwie wszystko się może zdarzyć, ale o jakikolwiek medal będzie już naprawdę trudno.
Początek zawodów to niemoc rzutowa z obu stron. Trudno to wyjaśnić. Oba zespoły są bowiem dobrze usposobione w formacjach ofensywnych. Szybciej i lepiej rozpoczęły gospodynie. Po 10. minutach wynik brzmiał 2:0. Pierwsze koty za płoty. To powiedzenie doskonale wpisało się w pierwszy kwadrans tej rywalizacji. Rezultat odwrócił się na korzyść szczecinianek. Ta tendencja mogłaby być stała, gdyby nie postawa między słupkami Małgorzaty Gapskiej. Broniła ona absolutnie fenomenalnie. Do przerwy było 11:7. Druga połowa znów przyniosła nutkę optymizmu. Świetnie radziła sobie Walentyna Blażewić. Do remisu po 13 w 43. minucie po wykorzystanym rzucie karnych doprowadziła Monika Koprowska. Jak się jednak potem okazało, miejscowe na więcej nie pozwoliły. Szybko przejęły kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i z każdą chwilą zwiększały dystans. Zawody przed czasem skończyły się dla Moniky Bancilon. W 56. minucie otrzymała trzecią dwuminutową karę i zarazem czerwoną kartkę (z gradacji kar). Pogoń Baltica nie odrobiła więc straty do czołowych lokat. Dystans wręcz wzrósł. Co więcej, za tydzień czeka ją kolejne bardzo trudne zadanie. Do Szczecina zawita bowiem obrońca mistrzowskiego trofum, MKS Selgros Lublin. Ten mecz będzie dla szczecinianek jak spotkanie o być albo nie być.
źródło: własne
|
|