Takiego przebiegu spotkania, jakie miało miejsce w Elblągu, nie sposób zrozumieć ani logicznie wytłumaczyć. Kram Start zaczął najgorzej, jak mógł. Na pierwsze trafienie miejscowi kibice czekali aż do 11. minuty, kiedy rzut karny wykorzystała Sylwia Lisewska. Tymczasem rywalki z Koszalina prezentowały skuteczny handball. Głównie Romana Roszak (3 bramki). Owszem nie unikały błędów, ale nie rzutowały one tak realnie na wynik rywalizacji, jak te w wykonaniu gospodyń. To, co jednak oglądaliśmy po zmianie stron, przyprawia o zawrót głowy!
Niech o kuriozum, które wydarzyło się w tym meczu, świadczą wyniki obu połówek. Do przerwy tablica świetlna wskazała stan 6:14. Dużo? Wielu powiedziałoby wręcz, że ten mecz został już rozstrzygnięty! Nic bardziej mylnego. Po zmianie stron Energa rzuciła rywalkom jeszcze mniej, bo raptem 3 bramki. Drugą połowę przegrała zatem 14:3! Jednak po kolei.
Zaczęło się rewelacyjnie. Gdyby nie postawa między słupkami Sołomii Szywerskiej i kilku błędach w ofensywie po stronie koszalińskiej siódemki, wynik byłby dużo wyższy niż tylko 4:0 dla Energi po 11. minutach. Wówczas nie można było jednak narzekać. Rywal sam sobie zgotował taki los. Do pierwszego kwadransa spotkanie już nieco się wyrównało. Wydawało się wręcz, że to elblążanki przejmą kontrolę nad spotkaniem. Tymczasem przez kolejne, już drugi raz w tym meczu, 11 minut Start popadł w impas rzutowy, a Energa to wykorzystała. Ten fragment wygrała ostatecznie aż 7:0 i na przerwę zespół dowodzony przez Anitę Unijat mógł zejść w pełni usatysfakcjonowany. Po zmianie stron było jednak gorzej niż źle. Mowa oczywiście o koszaliniankach. Ich rywalki musiały dostać niezłą reprymendę w szatni. Akademiczki błyskawicznie zaczęły tracić wypracowaną przewagę. Pierwszego gola trafiła dopiero w 45. minucie Hanna Sądej. Zrobiło się wówczas 13:15. Przełamanie nie nastąpiło. Energa dołożyła jeszcze tylko! dwa trafienia. A Start kontynuował marsz po dwa punkty. Dużo z siebie dawały 'Lisek', Joanna Waga oraz Aleksandra Jędrzejczyk (wszystkie trafiły po 5 bramek). Nieodzowna była również postawa między słupkami 'Salomy'. Czerwień dla Moniki Michałów okazał się być już totalnym gwoździem do trumny dla przyjezdnych. Dwa punkty zostały w Elblągu. Tymczasem koszalinianki mocno skomplikowały sobie sytuację w walce o 6. lokatę, która gwarantuje grę o mistrzostwo Polski.
źródło: własne
|
|