Marta Wiercioch nie mogła dokończyć zawodów w Szczecinie. Zawodniczka Energi AZS Koszalin odnotowała bardzo dobre wejście, popisywała się obronami. Jej łupem padły dwa rzuty karne, wykonywane przez szczecinianki. Wszystko wyglądało dobrze do feralnej 49. minuty meczu, kiedy to Pogoń Baltica wyprowadziła jedną z nielicznych kontr. Tym razem nieskuteczną, ale... nokautującą koszalińską bramkarkę.
Koszalinianki w drugiej połowie popełniły aż 15 błędów własnych. Taką ilość naliczyła po meczu trener Anita Unijat. Po jednym z nich Pogoń Baltica wyprowadziła kontrę. Te zwykle kończą się bramką, ale nie tym razem. W rolach głównych wystąpiły: Patrycja Królikowska oraz Marta Wiercioch. Pierwsza z nich to skrzydłowa, druga broni dostępu do bramki Energi AZS.
Królikowska będąc sam na sam z Wiercioch oddała rzut z bliskiej odległości. Niestety, trafiła prosto w głowę Wiercioch. Ta padła jak rażona piorunem. To był mocny rzut, choć wydawało się, że wszystko jest w porządku. Bramkarka zeszła z parkietu na własnych nogach, choć była podtrzymywana. Po meczu zaczęła się akcja ratunkowa. Ratownicy medyczni przez ponad godzinę czuwali nad jej stanem zdrowia. Podali tlen, zmierzyli ciśnienie, wstrzyknęli magnez. Zawodniczka jednak ciągle nie mogła dojść do siebie. Jej stanem wyraźnie przejęli się wszyscy. Na krok zawodniczki nie odstępował Roman Granosik, wiceprezes Zarządu Piłka Ręczna Koszalin S.A., który był obecny na tym meczu. Jej stan wstrząsnął też Królikowską. - Sportowcy nie lubią takich sytuacji. Oby było ich jak najmniej. Nie zrobiłam tego celowo. Bardzo przeżywam to, co się stało. Jestem osobą, która nie potrafi przejść obojętnie. Staram się jednak pocieszać i wierzę, że wszystko będzie dobrze - mówiła wyraźnie wzruszona skrzydłowa. Wiercioch noc spędziła w szczecińskim szpitalu. Miejmy nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Życzymy powrotu do zdrowia.
źródło: własne
|
|