Kibice tenisa znów mocno się zmobilizowali na mecz swojego faworyta w PEKAO Szczecin Open - Jerzego Janowicza i wypełnili trybuny kortu centralnego do ostatniego miejsca. Tak jak przystało na mecz dnia.
Tym razem wieczorne spotkanie rozpoczęło się niemal zgodnie z planem, czyli tuż po godzinie 19:00. Wszystko wydawało się zmierzać zgodnie z planem zarysowanym przez widzów i organizatorów, bo Polak, mimo dość nerwowego początku, pewnie poczynał sobie w pierwszym secie starcia z Włochem - Stefano Napolitano (na zdjęciu - obecnie 227 w rankingu). Rywal był wyraźnie spięty i zupełnie nie mógł sobie poradzić w gemach serwisowych Janowicza. Ten z kolei miał bardzo dobre statystyki wygrywanych piłek właśnie po swoim pierwszym serwisie. W pewnym momencie ich procent wynosił aż 83. To w zupełności wystarczyło na wygranie pierwszej odsłony meczu (6:3). W następnej Polak szybko przełamał rywala i to dwukrotnie. Przy wyniku 3:0 w secie i wciąż sporej przewadze niewiele wskazywało na problemy. Tymczasem zaczęły one zaglądać w oczy rosłego Janowicza...
Pierwszy symptom spadku formy to oczywiście znacznie słabszy, a niekiedy zwyczajnie kiepsko trafiany serwis. Jak się okazało dyspozycja opuściła polskiego reprezentanta na dłużej jak się spodziewaliśmy. Wygranych akcji po pierwszym serwisie było co raz mniej, a i podwójne błędy pojawiały się zbyt często. W efekcie Janowicz rozstroił się na dobre (dla Napolitano) i przegrał kolejne gemy. Przy stanie 3:4 nie wytrzymał i dał upust emocjom... na rakiecie. Ta z kompletnie połamaną główką powędrowała po spotkaniu w ręce rozradowanego chłopca do podawania piłek.
Jak nietrudno zgadnąć, Janowiczowi trudno było skutecznie wrócić do rywalizacji na poziomie, na jaki go stać. Poległ w tie-breaku 6:7(2), a w kolejnym secie w dalszym ciągu zmagał się ze swoimi słabościami. Pojedyncze strzały po liniach jeszcze dawały iskierkę nadziei w przedostatnim i ostatnim (jak się okazało) gemie meczu, ale odwrotu nie było. Napolitano wygrał spotkanie, bo w porę opanował nerwy. Wyraźnie presja nie ciążyła niemal na żadnym z jego zagrań od stanu 3:6, 0:3. Dodatkowo wykorzystał wyraźnie kiepskie chwile Janowicza. Zwyciężył w trzeciej partii 6:4. Na pomeczowej konferencji prasowej Jerzy Janowicz przyznał, że jest zmęczony ostatnimi tygodniami i potrzebuje kilku dni na regenerację. Zasugerował też, że nawet jakby wygrał dziś w trzech setach, to z pewnością nie zdążyłby odpocząć przed kolejnym starciem, które czekałoby go przecież już jutro. Tym samym to Włoch awansował do ćwierćfinału, a w nim spotka się ze swoim rodakiem - Alessandro Giannessim, który dziś odprawił z kwitkiem Akirę Santillana z Japonii 6:3, 6:3. Zamiast zalewu Hiszpanów, w tej fazie turnieju mamy aż czterech Włochów. Oprócz wspomnianych, o półfinał powalczy też 23-letni Salvatore Caruso, który w klasyfikacji ATP plasował się ostatnio dopiero na 401 miejscu! A przed nim nie lada wyzwanie, bo walka o półfinał z Dustinem Brownem, obecnie murowanym kandydatem do gry o puchar. W ćwierćfinale zameldował się też rozstawiony z nr 8 - Marco Cecchinato, a zmierzy się w nim z Francuzem - Jonathanem Eyssericiem. Bardzo ciekawie zapowiada się również starcie najstarszego obecnie w stawce - Alberta Montanesa (7) z innym tenisistą znad Loary i Sekwany - Constantem Lestiennem, jednym z objawień tego turnieju i wczorajszym pogromcą Inigo Cervantesa... Komplet wyników 4 dnia turnieju Purav Raja/Divij Sharan (4) - Andre Begemann/Aliaksandr Bury 3:6, 7:6 (2), 6:10 Akira Santillan - Alessandro Giannessi 3:6, 3:6 Casper Ruud - Marco Cecchinato (8) 7:5, 1:6, 2:6 Jerzy Janowicza - Stefano Napolitano 6:3, 6:7 (2), 4:6 Tomasz Bednarek/Rameez Junaid - Inigo Cervantes/Albert Montanes 4:6, 3:6 Jonathan Eysseric - Petr Michnev 3:6, 6:2, 6:2
źródło: własne
|
|