Jerzy Taczała to jeden z najbardziej doświadczonych i poważanych trenerów w naszym regionie. Od paru lat swój warsztat przekazuje młodym siatkarkom wciąż rozwijającej się Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Policach.
Praca z adeptkami do łatwych nie należy, o czym mogliśmy przekonać się choćby w ostatnim spotkaniu drugiej ligi pomiędzy jego SMS-em, a Chemikiem. Młode siatkarki nie zawsze bowiem podążają za wskazówkami szkoleniowca, a uwag i korekt było w tym meczu co niemiara. Bywa, że wobec swoich podopiecznych trzeba wykazać się krytycyzmem, którym trener podzielił się także z czytelnikami ligowca. O bolesnej porażce, ale i wielkim Chemiku tuż obok, z pasją i zaangażowaniem (jak zawsze) opowiada Jerzy Taczała...
Mecz przeciwko Chemikowi kosztował Pana sporo nerwów i stresów. Nie za dużo?
- Stresów to może nie. I nawet nie chodzi o to, że to są derby. Ja wychodzę z założenia, że jeżeli ćwiczysz, ciężko trenujesz, wylewasz pot i masz możliwość zagrania z bardzo dobrym zespołem, który jest uznawany za faworyta, to wyjdź na ten plac i walcz. Nie bój się, nie wstrzymuj ręki, graj z głową, mądrze, tak jak trenujemy. A dzisiaj było wiele rzeczy odwrotnych do tego, co trenujemy. I to najbardziej mnie złościło. Zawsze mamy jakieś założenia na mecz, a dzisiaj panował bałagan totalny. Przecież nie chodzi o magię Chemika, bo ten największy gra w Orlen Lidze i tam jest magia. Tutaj (w II lidze - przyp. red.) zespół Chemika też jest bardzo silny, ale to tym bardziej trzeba wyjść i bić się o swoje. Walki może trochę było, ale nie była ona poparta umiejętnościami. Jestem bardzo zaskoczony takim obrazem tego spotkania, bo w pierwszym meczu tych zespołów było zupełnie inaczej. Dziewczyny walczyły i było widać, że potrafią grać. Dzisiaj zabrakło umiejętności i to mnie troszeczkę niepokoi. A który element waszej gry wskazałby Pan jako ten najbardziej kulejący? Z wysokości trybun chociażby rozegranie nie wyglądało najlepiej. - Tak, zdecydowanie. Rozegranie to była dziś wielka klapa. Na treningach jest zupełnie inaczej. Dzisiaj wyszła w pierwszym składzie Agata (Antosiak - przyp. red), bo grała ostatnio bardzo dobrze, starannie, dogrywała dokładne piłki na odpowiednim pułapie. Mając dobre przyjęcie staramy się grać szybko czy to lewą czy na prawą stronę i często są to bardzo dobre piłki. A dzisiaj w ogóle tego nie było. Były zawężone piłki, albo za niskie. Po prostu fatalnie w rozegraniu. Czy to był najgorszy mecz w wykonaniu Pana zespołu w tym sezonie? - Chyba tak, choć trzeba przyznać, że Chemik zagrał bardzo dobre spotkanie. Dziewczyny ustawiły dobry blok i z punktu widzenia założeń taktycznych, czy gry zagrywką spisały się świetnie. My z kolei tylko momentami udanie zagrywaliśmy, tak jak w końcówce trzeciego seta. To jeden z najgorszych naszych meczy na siatce. Pierwszy blok zrobiliśmy chyba dopiero w trzecim secie, gdzie do tej pory zespół w tym elemencie spisywał się bardzo dobrze. Wiele razy właśnie blokiem zdobywaliśmy po 12, 14 punktów. Tym bardziej, że wiedzieliśmy jak lubią atakować rywalki, jakie kierunki należy zatrzymać. Nie skorzystaliśmy z tej wiedzy. A czy przed spotkaniem jakość szczególnie motywował Pan swoje siatkarki z uwagi na to, że to przecież mecz derbowy? - Nie, nic z tym rzeczy. Dziewczyny znają się bardzo dobrze, a część z SMS-u gra w Chemiku. Przyjaźnimy się, często mijamy na treningach. Nie było czegoś takiego, że musimy się szczególnie spiąć bo to Chemik. Moje siatkarki miały wyjść i walczyć, dokładnie tak, jak w każdym innym spotkaniu. Ale było podkreślone, że Chemik to bardzo dobry zespół i należy podjąć z nim walkę, bo tylko wtedy będzie satysfakcja. Bo w momencie, gdy nie podejmie się walki, może być dokładnie tak, jak to w efekcie wyglądało, czyli łatwo i szybko dla Chemika. Dla nas nie, bo nie skorzystaliśmy z szansy pogrania z dobrym zespołem. Na razie Pana drużyna plasuje się w środku ligowej stawki. Czy liczy Pan na coś więcej? A może to nie ma w istocie żadnego znaczenia? - Jakieś znaczenie ma, bo cele trzeba sobie wyznaczać. Myślę, że przy bardzo dobrej grze, na jaką nas stać, jesteśmy w stanie przeskoczyć zespół, czy dwa. Tam jest szansa na zawalczenie o piąte lub czwarte miejsce, ale nie jest to dla nas oczywiście cel nadrzędny. Najważniejsze jest, by dziewczyny się rozwijały, ogrywały w tej lidze. Jeśli będzie taka sytuacja, żeby wpuścić mniej doświadczoną zawodniczkę tylko dlatego, że potrzebuje ona ogrania, to bez wahania to zrobię. Jest więc inaczej jak w klubach, gdzie trenerów rozlicza się za konkretne wyniki. A która zawodniczka, czy może zawodniczki z Pana zespołu mają w tej chwili największy potencjał? Albo którą widziałby Pan w perspektywie trzech, czterech lat na parkietach I ligi, albo nawet wyżej? - Nie chciałbym w tej chwili w ten sposób rokować. Żadna z nich nie ma jeszcze wystarczających umiejętności technicznych, by mówi o tym, co mogą w przyszłości. Natomiast jeśli chodzi o potencjały jak skoczność czy motorykę, to jest kilka dziewczyn w całej szkole, które się wyróżniają. Jednak potencjał, a głowa, umiejętności i praca to zupełnie inne sprawy... Przed wszystkimi jeszcze zatem wiele lat pracy. - Dokładnie tak. Po skończeniu szkoły one muszą jeszcze ze dwa, trzy lata ciężko pracować w jakimś zespole, by się dalej rozwijać i móc grać w I lidze, czy wyżej. Jesteście tuż obok wielkiego Chemika Police, mistrza Polski i kandydata to europejskich trofeów. Czy obecność takiego klubu w Policach tylko pomaga, czy może czasem przeszkadza, bo jesteście mniej widoczni, a wasza praca mniej doceniana? - Nie, nie. Zupełnie w tych kategoriach tego nie rozpatrujemy. My się bardzo cieszymy, że Chemik jest teraz tak wielkim klubem. Byliśmy bardzo zadowoleni jak w ubiegłym roku zespół ten grał i trenował w naszej hali. Dziewczyny z SMS-u miały możliwość podglądania gwiazd, mijania się z nimi na treningach. Było też zorganizowanych trochę spotkań z nimi, poznania ich. Dostrzegamy więc same plusy. Z racji tego, że Chemik walczy o inne cele, musiał się wyprowadzić do Szczecina i trochę nad tym ubolewamy. Ale mamy za to drugoligowy zespół Chemika, z którym się przyjaźnimy i jest na prawdę fajnie.
źródło: własne
|
|