Jeśli do piątku władze klubu nie zrealizują zobowiązań wobec zawodników i sztabu szkoleniowego z 2009 roku (listopad i grudzień) - zespół nie zamierza przystąpić do decydujących rozgrywek o utrzymanie w I lidze.
- To nasz kolejny apel do władz klubu. Poprzednie zawsze pozostawały bez odpowiedzi - powiedział na specjalnej zorganizowanej konferencji z mediami, trener Morza Zdzisław Gogol. - Zdecydowaliśmy się na ten krok, bo nie mamy żadnego kontaktu z władzami klubu. Nie wiemy na czym stoimy, co mamy robić. Przecież klub otrzymuje pieniądze z puli promocyjnej, z różnych konkursów, czy od sponsorów. Nie wiemy, gdzie one trafiają, na pewno nie do nas - dodaje Gogol. - Nie mamy jakiś wielkich kontraktów, tylko skromne stypendia, które płacone na czas pozwoliłyby nam spokojnie przeżyć i grać w siatkówkę - przekonuje Dawid Michor. - Przejście do tego klubu uważaliśmy za szansę wybicia się, a tak podcina nam się skrzydła - mówi rozżalony Michor. - To jest nienormalne - grzmiał natomiast Michał Paniączyk, który przeszedł do klubu na początku tego sezonu. - Prezesa klubu, posła Michała Marcinkiewicza od początku nie widziałem na oczy, a powinien chyba się interesować klubem(...) Głupio o tym mówić, ale na śniadanie musze jeść chleb ze smalcem, na kolacje to samo - dodaje Paniączyk.
Sytuacja Morza jest fatalna. Trudno się dziwić rozżalonym zawodnikom, że czują się oszukani i domagają się chociaż w części uregulowania należności, które im się należą. Ktoś te umowy przecież podpisał. Dziwić natomiast się trzeba zarządowi klubu, który umywa ręce, nie szuka rozwiązań, nie chce rozmawiać z zawodnikami, dla których spotkanie z mediami było w pewnym sensie gestem rozpaczy. Przykro było słuchać jak dziesięciu młodych zawodników w profesjonalnym klubie, od których wymaga się wyników sportowych - w życiu prywatnym mają problem, nie tylko, aby opłacić rachunki, ale aby nie być głodnym.
Kto winien? Działacze pokazują palcem na Miasto, że dało za mało pieniędzy, że nie chce pomóc klubowi. Przedstawiciele magistratu odbijają piłeczkę, że nie mogą być jedynym sponsorem klubu. Jedna i druga strona ma po części rację. Zatem ciężar odpowiedzialności za ten stan jest rozmywany. Jak nie ma konkretnego winnego - to nie ma wcale... Jeśli zawodnicy nie przystąpią do rozgrywek play-out - klubowi grożą walkowery, a przy tym także inne sankcje. Jeśli nawet zawodnicy wystąpią w tych meczach - nie ma co liczyć, że ktokolwiek zostanie na przyszły sezon (I czy II liga) - Czujemy się oszukani, pozostawieni sami sobie. Nie uwierzymy w kolejne obietnice. Nawet jak się coś poprawi, boimy się tu zostać- mówi Michał Glinka. Nie ma co liczyć także na to, że jakiś inny zawodnik z Polski przejdzie do klubu z taką renomą. Potrzebne są zmiany, reforma, pomysł (jeśli nie jest jeszcze za późno), bo już wkrótce Szczecin nie będzie miał siatkarskiego zespołu w centralnych rozgrywkach i pozostanie nam jedynie emocjonowanie się amatorskimi rozgrywkami SALPS czy też wspominanie sukcesów Stali Szczecin...
źródło: własne
|
|