Unijat: Ważne żeby w życiu robić to co się lubi
Rozmowa z Anitą Unijat, trenerką szczypiornistek Energa AZS Koszalin.
Nawiązując do tego co wydarzyło się we wtorek. Mianowicie do starcia z Mistrzyniami Polski z Lublina. Pierwsza połowa to niczym najwspanialsza bajka pod słońcem - druga brutalnie sprowadziła Nas na ziemię. Czy główną przyczyną był ubytek sił po pierwszych 30 minutach? - Każdy inny wynik niż zwycięstwo Lublina był by dużą niespodzianką. Do meczu przystąpiłyśmy niezwykle skoncentrowane. Dziewczyny wierzyły, że można wygrać i chciały wygrać. Nie wydaje mi się, żeby zabrakło sił. Drużyna cały czas jest budowana. Potrzeba czasu. Każda z zawodniczek wywodzi się z innego zespołu. Nie mamy jeszcze liderki, nie wykreowała się taka kiedy podczas meczu nam nie idzie. Lublin w drugiej połowie zagrał taką piłkę ręczną, którą gra w europejskich pucharach i taką, którą zdobywa mistrzostwa kraju. Każda od nich potrafi wziąć ciężar gry na siebie.
Czego brakuje polskim klubom takim jak MKS, by skutecznie rywalizowały z takimi zespołami jak CSM Bukareszt czy Buducnost Podgorica?
- Na pewno są tam inne warunki finansowe. Lublin jest teraz w okrojonym składzie. Odczuwa brak zawodniczek kontuzjowanych. Powoduje to, że dziewczyny muszą grać pełne 60 minut. Na pozycji obrotowej są piłkarki, które nie są nominalnymi kołowymi. Trenerki z Lublina muszą kombinować. Myślę, że potrzeba na to wszystko czasu. Na pewno w innych państwach inaczej wygląda praca z młodzieżą. W każdym ośrodku są wychowanki, które grają - jest ich dużo. Są też zawodniczki z innych lig dokupywane. Liga najwyższa w tych liczących się państwach opiera się na wychowankach. Tutaj jest na in-plus dla zespołów przeciwnych. Traktuje Pani każdy kolejny mecz jako walkę z ludzkimi słabościami i próbą ich przełamywania...? - Każde spotkanie traktujemy jako zgranie zespołu. Dobrze, że są play-offy. Jak to powiedział trener z Gdyni... Nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. Każde kolejne spotkanie jest na naszą korzyść. Zespól się naprawdę zgrywa. Każdy dzień, każda minuta treningu prowadzi do tego, żeby to funkcjonowało tak jak sobie tego życzymy. Pracujemy nad tym, nad czym chcemy. Teraz jest dużo prostych błędów podczas meczów. Wynika to z nieporozumień. Zawodniczki różną filozofię piłki ręcznej miały. Mecz z MKS-em Lublin odbył się w moim mniemaniu w niefortunnym terminie. Jednak starcia z takimi zespołami powinny odbywać się w weekendy. Głównie chodzi o frekwencje na trybunach. - Tak, ale to nie było zależne od nas. Lublin wystąpił do nas z pismem o przełożenie meczu ze środy na wtorek. Nominalnie kolejka odbywała się w środę. Wynikało to z tego, że grają w pucharach. Ze względu na wybraną przez Panią ścieżkę - podpatrywała Pani warsztat trenerski Sabiny Włodek i Bożeny Karkut? - Robię to co lubię, uwielbiam piłkę ręczną. Odkąd zaczęłam grać w nią wiedziałam, że to jest moje życie, to jest moja pasja. Przeszłam wszystkie etapy szkolenia, od dzieci po juniorki, aż po seniorki w pierwszej lidze. Teraz superliga. Czy podpatrywałam? U mnie przyszło wszystko naturalnie. Wyczytałem, że zaczęła Pani od lekkoatletyki. Jednak zdecydowała się Pani na sport zespołowy. Czy to ma związek z tym, że sukcesy w drużynie lepiej smakują niż indywidualnie? - Na lekkoatletykę zaczęłam chodzić. Poszłam na kilka treningów. Jak się okazało, że każdy pracuje dla siebie to stwierdziłam, że to nie moja bajka. Ja jestem typowym graczem zespołowym. Stąd ta pasja do piłki ręcznej. Co skłoniło do podpisania kontraktu z AZS-em? - To, że chcę spróbować i wierzę, że dam radę jako trener w superlidze. Piłka ręczna to moja pasja, kocham to co robię. Miałm propozycję z innych klubów ligowych. Koszalin...? Dla tego, że znam zawodniczki, z którymi pracuję. Jest też blisko Słupska, gdzie mieszka moja rodzina. Na dziś nie wyobrażam sobie przeprowadzki do innego dalszego miasta. Bardzo się cieszę, że to jest Koszalin i ta drużyna. Zna Pani Koszalin, są jakieś ulubione miejsca? - Znam tak bardziej po 'łepkach'. Mieszka tu mój brat, więc do knajp, restauracji pochodzimy, ale tak to nie. Jest blisko również do pojazdu dwukołowego. Czy to prawda? - Tak. Motory to moja pasja. Jeżdżę na takim. To prawda. Jest Pani kobietą sukcesu. Jakie wskazówki dałaby Pani kobietom, które prowadzą szare życie, potocznie określane życiem „kur domowych”? - Czy kobietą sukcesu? Tak to nie do końca. Ważne żeby w życiu robić to co się lubi. Ja jestem wdzięczna losowi. Cieszę się, że tak to wszystko się potoczyło, że mogę robić to co najbardziej kocham, a wskazówki... chyba nie. Każdy ma swoją drogę wytyczoną. Proszę śmiało. - Nie ma czegoś takiego. Należy robić to co się lubi. Dziękuję za rozmowę. Przygotował: Piotr Guła. relacjďż˝ dodaďż˝: krab |
|