Malczewska: Nie chcemy na siłę nic nikomu udowadniać
Po niespełna roku koszykówka kobiet na szczeblu seniorskim wróciła do Szczecina. I to był zwycięski powrót. Zawodniczki Salosu Szczecin, złożone z przeważającej większości z byłych szczecińskich Wilczyc Morskich, w drugiej kolejce II ligi północnej pokonały Basket Miastko 65:53 i.. są o włos od wejścia na poziom centralny tych rozgrywek. Do niego awansują dwa najlepsze zespoły z grupy. Rozstrzygnie się to już na początku marcu.
O tym wszystkim, jak i o sobie samej Marta Malczewska, była kapitan Wilków Morskich Szczecin, obecnie kapitan Salosu Szczecin, w rozmowie z Ligowiec.net.
Marta, to był dla ciebie, dla was, jakiś specjalny mecz, czy taki jak każdy inny? W końcu nie pierwszy raz ze sobą gracie, choć pierwszy raz po tym, jak przestały istnieć Wilczyce. Miejskiej Ligi Basketu nie biorę tu pod uwagę.
Tak, ale zupełnie nie traktowałam tego spotkania w kategoriach jakichś specjalnych meczów. Co prawda było to ważne dla nas spotkanie, ale dlatego, że po raz pierwszy w tym sezonie rozgrywaliśmy je na własnym parkiecie. Chciałyśmy pokazać się w nim nie tylko z dobrej strony, ale również udowodnić, że kobieca koszykówka w Szczecinie na jakiś tam poziomie seniorskim jeszcze istnieje. I myślę, że się nam to udało. Jestem bardzo zadowolona z postawy zespołu. Mimo to samo spotkanie z Basketem Miastko było niezwykle zacięte, a sam początek dość trudny. Tak, mecz był bardzo wyrównany, a pierwsze minuty to jedna wielka nerwówka. Nie dość, że gubiłyśmy się w obronie, to na dodatek trudno nam było wypracować sobie dogodne pozycje w ataku. I efekt był taki, że nie trafiałyśmy do kosza. Nie istniał też u nas szybki atak, który jest jednym z naszych atutów. Jednak zdołałyśmy obudzić się w drugiej kwarcie. I po pierwszej remisowej kwarcie, drugie dziesięć minut wygrałyście dwunastoma punktami. To zadecydowało o końcowym zwycięstwie? Mimo tej najwyżej wygranej drugiej kwarty, osobiście uważam, że początek drugiej połowy był jeszcze lepszy w naszym wykonaniu. Kilka szybkich kontrataków, czyste pozycje do rzutów i bardzo dobra komunikacja w obronie. A co zdecydowało o końcowym zwycięstwie? Myślę, że gra zespołowa, wzajemna pomoc na boisku i chłodne głowy pod koniec spotkania. Sama zaś po raz drugi zdobyłaś najwięcej punktów dla drużyny. W Wilkach, jeszcze w I lidze, nie dość, że mało grałaś, to na dodatek rzadko kiedy miałaś okazję rzucić piłkę w kierunku kosza. No chyba że z wymuszonej pozycji, pod wpływem upływającego czasu. Spytam przewrotnie: występy w Salosie sprawiają tobie więcej przyjemności, pomimo tego, że to tylko II liga? Coś tam jednak czasami rzucałam, nie tylko wtedy, gdy już był koniec czasu [śmiech] W Wilkach były zawodniczki lepsze ode mnie, zarówno pod względem psychicznym, jak i zdobytego doświadczenia. Trudno było mi wchodzić z ławki i grać tak, jak na treningu, chociaż bardzo tego chciałam, chyba jak każda koszykarka. Zazwyczaj po prostu mi nie szło i trener Koziorowicz nie miał do mnie wystarczającego zaufania. W II lidze jest zupełnie inaczej: mam luz psychiczny, jestem bardziej doświadczona, a i trener Michalski obdarzył mnie większym zaufaniem. Choć oczywiście nie ma ukrywać, że poziom tej ligi jest nieporównywalnie niższy. Po tych dwóch kolejkach, jednym przegranym meczu, z Politechniką Gdańską, drugim wygranym, już mniej więcej wiesz, na co was będzie stać w tym sezonie. Czego mogą kibice spodziewać się po Salosie? Wyłącznie pokazywania, że koszykówka kobiet w Szczecinie jeszcze nie umarła, czy może nawet i powalczenia o awans do I ligi? To nie jest tak, że musimy komuś coś na siłę udowadniać. Chcemy cieszyć basketem. Ktoś kiedyś zaszczepił w nas tę pasję i jeżeli możemy, i mamy takie możliwości, a mamy, to chcemy kontynuować naszą przygodę z koszem. Salos jest nowym tworem, połączeniem doświadczenia i młodości w pełnym tego słowa znaczeniu. I oczywiście, będziemy walczyły w każdym meczu, ale studzę apetyty odnośnie awansu do I ligi. Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży, choć ja jestem dobrej myśli.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: szlemiel |
|