Rozwiązał się worek z bramkami...
W meczu 10 kolejki IV ligi Dąb Dębno rozgromił na własnym boisku Darzbór Szczecinek 5:0, chociaż po pierwszych 45 minutach nikt nawet nie marzył o takim wyniku.
Już tradycją się stało, że na boisku w Dębnie to miejscowi dyktują warunki i nie inaczej było dzisiaj. Od rozpoczynającego spotkanie gwizdka arbitra podopieczni Zenona Burzawy dłużej utrzymywali się przy piłce, jednak nie potrafili stworzyć sobie okazji strzeleckiej. Jako pierwszy sygnał do ataku dał Sławek Sanecki, który po centrze z rzutu rożnego uderzał głową na bramkę rywali, lecz jego uderzenie wybronił bramkarz przyjezdnych. Następnie próbowali jeszcze Ruszar, Majchrzak i dwukrotnie Dłubis, jednak i im nie udawało się pokonać świetnie spisującego się w końcówce pierwszej odsłony - Michała Ponichtery. Golkiper gości bronił jak natchniony i całe szczęście, że do rozegrania była jeszcze jedna część meczu. W przerwie spotkania trener dębnowskiego zespołu tchnął w swoich piłkarzy nowego ducha, co zaowocowało lepszą skutecznością i efektowną grą. Już 5 minut po wznowieniu gry gospodarze zadali pierwszy cios: po rzucie rożnym wykonywanym przez Patryka Skoczka, Łukasz Dłubis urwał się obrońcy, a ten nie chcąc dopuścić go do strzału pociągnął za koszulkę i tym samym sprokurował rzut karny. Winowajca został ukarany zółtym kartonikiem, a że był to jego drugi w tym meczu, musiał opuścić plac gry. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Patryk Skoczek, który po zdobyciu gola manifestował swoją radość w niecodzienny sposób. 5 minut po objęciu prowadzenia Zenon Burzawa zdecydował się na zmianę, która okazała się bardzo trafna: Za Pawła Majewskiego na boisku pojawił się inny Paweł - Paweł Osowski. Po kolejnych 5 minutach mieliśmy już 2:0. Łukasz Dłubis wykończył idealne podanie Romana Majchrzaka doprowadzając po raz drugi do euforii zgromadzonych kibiców. I znów sytuacja się powtarza: mija 5 minut i mamy kolejnego gola. Jego strzelcem ponownie Łukasz Dłubis, który walczy o koronę króla strzelców IV ligi. W tym momencie drużyna Darzbora była już kompletnie załamana. Przez całą drugą odsłonę nie wychodzili z własnej połowy będąc zamknietym w hokejowym zamku. Wyglądali jak słaby bokser, który wyszedł na ring tylko po to by dostać trochę gotówki. Przyjmowali kolejne ciosy i ledwo słaniali się na nogach, a trzeci gol sprawił, że upadli na deski. Jednak podnieśli się, by po chwili dostać kolejny prawy sierpowy: rezerwowy Paweł Osowski po otrzymaniu piłki na lewej stronie zszedł z nią do środka i z 16 metra uderzył tuż przy słupku nie dając szans bramkarzowi. Chwilę potem nastąpił nokaut: dośrodkowanie z lewej strony z rzutu wolnego na bramkę strzałem głową (!!!) zamienił Paweł Osowski, dla którego było to drugie trafienie w tym meczu (i jednocześnie drugie w sezonie). Mimo, iż przeciwnik zwijał się z bólu na deskach, zalewając się strumieniami krwi, Dębnianie chcieli dobić leżącego i płaczącego jak niemowlę rywala, jednak sędzia tego spotkania nie uznał prawidłowo zdobytej bramki strzelonej przez Łukasza Dłubisa odgwizdując spalonego (boczny tego nie sygnalizował). Tym samym, pan Woś, popsuł nam trochę humory, gdyż gdyby ten gol został uznany Dąb byłby obecnie liderem IV ligi. Trzeba pochwalić Dąb za drugą połowę, jednak trzeba też zganić za nieskuteczną pierwsza. Na pochwałę za dzisiejszy mecz zasługuje cały zespół, jednak najbardziej wyróżnił się Paweł Osowski, który na zdobycie 2 goli potrzebował 20 minut. Taki zespół chcemy oglądać, jednak nie należy popadać w samouwielbienie przed kolejnymi meczami. relacjďż˝ dodaďż˝: young |
|