M. Wróblewski: Ta wygrana to w dużej mierze doza szczęścia
Ciekawie dla kibiców wypadła inauguracja ligi, czyli mecz Pogoń - Podbeskidzie. Pan też tak sądzi?
- Biorąc pod uwagę końcówkę tego meczu, to był zdecydowanie bardzo emocjonujący pojedynek. Zwłaszcza dla kibiców Pogoni, bo losy meczu odwróciły się w ciągu kilku minut na korzyść Portowców. Najstarsi Górale nie pamiętają, kiedy Podbeskidzie przegrało na własnym stadionie. Nie jest łatwo tam wygrać. - Tak. Od kiedy do Bielska-Białej przyszedł trener Ojrzyński, który w Podbeskidziu wprowadza to, co robił w Koronie, czyli walkę do końca, do ostatniej piłki. O Podbeskidziu wiosną mówiłem, że nie jest to zespół wielkich piłkarzy, ale bardzo solidnych rzemieślników, którzy walczą do ostatniej piłki. Nie obrażając nikogo, oczywiście.
Pan też uważa, że gol Adama Frączczaka padł po „centrostrzale”? Są pewne rozbieżności, a Adam zapewnia, że chciał strzelać.
- Myślę, że on chciał uderzać, ponieważ to była ostatnia minuta i ostatnia szansa. Można było próbować wrzucić na 5. metr, gdzie było kilku piłkarzy Pogoni, ale tam było też kilku zawodników Bielska. Różnie mogłoby się to skończyć. Bardziej przychylałbym się do tych opinii, które mówią, że to był strzał. Chociaż, kiedy kilkakrotnie to oglądałem, to można mieć różne zdanie. Jaki jest według pana potencjał Pogoni w tym sezonie? - Trudno oceniać po pierwszym meczu, ponieważ było to spotkanie zmienne. Pogoń w drugiej części pierwszej połowy mogła się podobać. Druga odsłona to duży znak zapytania. Ta wygrana to w dużej mierze doza szczęścia. Rozmawiałem z Maćkiem Dąbrowskim i powiedziałem mu w formie pytania „cuda się zdarzają”. Zwycięstwo Pogoni można tak określić, bo remis byłby chyba bardziej obiektywnym wynikiem. Były jednak fajne momenty Pogoni. Do pewnego momentu mógł się podobać Mateusz Lewandowski. Adam Frączczak był najlepszym zawodnikiem Pogoni, a być może nawet numerem 1. całego spotkania. Bardzo fajnie, że strzelił Łukasz Zwoliński. To jego pierwszy poważny mecz. Może coś z tego chłopaka będzie. Na ile to się sprawdzi? Trzeba poczekać kilka kolejek. Jako dziennikarz jest pan w stanie zatęsknić za ekstraklasą po ponad miesięcznej rozłące? - Akurat w tym roku był mundial, więc nie miałem czasu nawet odpocząć od piłki, uciec od niej. Natomiast z doświadczenia wiem, że kiedy mija miesiąc wolnego, to człowiekowi rzeczywiście zaczyna brakować tego wszystkiego. Nie chodzi tylko o polską ligę, ale o całą otoczkę tego, jak ta praca wygląda, czyli tempa i jeżdżenia po Polsce. Pan jest jednym z sympatyczniejszych dziennikarzy, a kto z kadry Pogoni wydaje się sympatycznym trenerem czy zawodnikiem? Często pan rozmawia z piłkarzami, więc ma pewnie jakieś spostrzeżenia? - Do Szczecina przyjeżdżam bardzo często od kilkunastu lat. Regularnie przyjeżdżałem do Szczecina jeszcze przed spadkiem Pogoni do IV ligi. Bardzo dobrze się tam czuję. Lubię wielu trenerów i piłkarzy ze wszystkich zespołów ekstraklasy. Jest dużo sympatycznych ludzi, z którymi mam kontakt. Z innymi jest on mniejszy, co nie znaczy, że muszą być niesympatyczni. Gdybym wymienił kilku zawodników Pogoni, to bym być może skrzywdził innych, których mniej znam. Lubin Pan przyjeżdżać do Szczecina? Wszyscy narzekają, że do nas jest daleko. - Nie mam z tym problemu, bo mieszkam pod Poznaniem . Zawsze kibice zastanawiają się, jakie my mamy sympatie klubowe. Wiadomo, że jeśli mieszkam pod Poznaniem, to są tacy, którzy sugerują, że kibicuję Lechowi. Ja zawsze mówię, że nie kibicuję nikomu. Przykład: Bartek Ława grał w Pogoni, teraz gra w Arce Gdynia. Czy ja mam go bardziej lubić, dlatego, że gra w jednym klubie, a nie innym? Siedząc w tym wszystkim nie potrafię komuś kibicować. Można też powiedzieć, że kibicuję wszystkim. Z chęcią przyjeżdżam do Szczecina, mam tu dobre relacje. Żartem czasami próbuję zdenerwować kogoś, kiedy wchodzę do szatni i mówię jak fan Lecha. Jak słychać - żyję do tej pory. Mogę podziękować za to Ryśkowi Mizakowi i Stasiowi Mazurze oraz wszystkim, którzy w Pogoni pracują (śmiech).
�r�d�o: pogonszczecin.pl
relacjďż˝ dodaďż˝: skryba1213 |
|