Stoperzy ratują remis
Pogodowy limit szczęścia dla meczów rozgrywanych w Stargardzie ewidentnie został wyczerpany. Tym razem mecz obu drużynom przyszło rozegrać przy aurze iście cmentarnej: przy całkowicie zaciągniętym chmurami niebie, padającym deszczu i momentami dmuchającym nieprzeciętnie wietrze. Na szczęście warunkom tym nie towarzyszyła temperatura przypominająca, iż nieuchronnie wchodzimy w porę coraz głębiej jesienną. Pytanie przed meczem brzmiało: czy o ile karta pogodowego szczęścia się odwróciła, to czy tak samo odwróci się karta nieszczęśliwych porażek Błękitnych nękająca ten zespół od trzech ostatnich spotkań. Odra Opole, drużyna historycznie utytułowana, patrząc jednak na miejsce w tabeli całkowicie pozostająca w zasięgu Błękitnych. Choć z drugiej strony, to ten zespół rozgromił Raków 4-1, ten sam Raków, którego wyższość Błękitni bezapelacyjnie musieli uznać kilka tygodni temu. To mogło budzic respekt, jak i fakt, że goście z pewnością przyjadą zdeterminowani, by przełamać serię trzech remisów w ostatnich meczach.
Całe spotkanie przebiegało w atmosferze walki. Na boisku dominowała fizyczność. Raz po raz na murawie lądował któryś z zawodników, a tak się składało, że prawie wyłącznie byli to zawodnicy gospodarzy. Jeżeli dominowała fizyczność, to jest to równoznaczne ze stwierdzeniem, że dominowała Odra. Zawodnicy prezentujący futbol wyłącznie w oparciu o siłę, na grząskim terenie, skutecznie rozmoczonym przez deszcz, czuli się znakomicie. Pogoda była ich dodatkowym sprzymierzeńcem. Miejscowi nie odstawiali nogi, podjęli walkę mimo wydawałoby się splotu niekorzystnych okoliczności, jakie dopadły drużynę w ostatnim czasie. Bo przecież zabrakło kilku podstawowych zawodników – kartki (Pustelnik), kontuzje (Wojcieszak), by poprzestać na tych najbardziej znaczących dla drużyny nazwiskach. Dzięki podjętej, rzuconej przez rywala rękawicy udało się wydrzeć remis, bo z takim nastawieniem trzeba dzisiaj podchodzić do tego jednego punktu. Niezwykle istotne były pierwsze minuty gry. To wtedy Odra spróbowała przestraszyć rywala daleko przesuwając granicę kontaktu bezpośredniego w starciach jeden na jeden. Przytrzymywania, walka wręcz Copika z Liśkiewiczem przy rzutach rożnych miały ustanowić pewnego rodzaju hierarchię ważności w polu karnym. Ewidentnie, Błękitny obrońca nie uląkł się próby zdominowania przez swojego mocno starszego bezpośredniego przeciwnika i był dla niego w starciach powietrznych równorzędnym rywalem. To kolejny czynnik, któremu gospodarze zawdzięczają remis. Mecz zaczął się od ataków stargardzian. Już w 1min po rzucie rożnym piłka z dużą dynamiką posłana przez Wawszczyka w pole karne trafiła na głowę Liśkiewicza, który nie pilnowany przeniósł ją nad poprzeczką. 2minuty później Fadecki przechwytując piłkę na połowie przeciwnika pociągnął lewym skrzydłem, kończąc swój krótki rajd zbyt słabym strzałem. Goście odpowiedzieli akcją z lewego skrzydła w 6min, kiedy to niezdecydowanie Kocura z Wawrzyniakiem w polu karnym gospodarzy skutkowało nieczysto uderzoną piłką przez tego ostatniego. Od tego momentu mecz zdecydowanie się wyrównał. I jedna i druga drużyna próbowała swoich szans na stworzenie sytuacji bramkowych. Nie brakowało ostrych starć, gry wślizgiem, walki na całej długości boiska. W tych niezwykle trudnych warunkach nietrudno o kontuzję, stąd niejeden raz serce trenerowi Kapuścińskiemu musiało zamierać widząc lądujących na murawie graczy w błękitnych strojach. Leżał Kazimierowicz, leżał Liśkiewicz, ale że obaj nie należą do ułomków ostre starcia z rywalami nie odebrały im ochoty do gry. Szybko, bo w 26min otrzymana żółta kartka przez Copika utemperowała niezwykle zdecydowaną postawę defensora Odry w starciach z przeciwnikami. W 12min w typowy dla siebie sposób Fadecki, mijając niczym tyczkę slalomową Cienciałę, pokonał z piłką dobre kilkanaście metrów kończąc swój rajd w polu karnym podaniem do Magnuskiego, ten jednak skutecznie został zablokowany przez obrońców. Minutę później ponownie Magnuski stanął przed szansą pokonania Danowskiego, z 16metrów jednak, po podaniu Kazimierowicza uderzył o tyle mocno co i niecelnie. W 19min dobre podanie od wychowanka Błękitnych Stargard – Krysiana otrzymał w dogodnej dla siebie pozycji Deja. Pozycja byłaby jeszcze korzystniejsza, gdyby nie obecność Liśkiewicza, który co prawda nie odciął napastnika od podania, ale skutecznie naciskając od tyłu utrudnił oddanie strzału i uniemożliwił ewentualną indywidualną kontynuację akcji z piłką napastnikowi. Z minuty na minutę, przy coraz ulewniej padającym deszczu, lekką, optyczna przewagę zaczęli sobie wypracowywać goście. Strzelali kolejno: Krawiec w 20min bardzo niecelnie i Deja w 22min. Ten drugi, co ciekawe, mierzył do pustej bramki, po tym jak Ufnal nie zdążył do niej wrócić kończąc wybijanie rzutu wolnego sprzed własnego pola karnego. Udokumentowaniem utrzymującej się przewagi gości w tej części spotkania były dwie kolejne akcje zaczepne. W 24min najlepszy strzelec opolan – Kocur strzelił mocno z narożnika pola karnego, lecz interwencja Ufnala nie była konieczna, gdyż piłka trafiła w boczną siatkę. Osiem minut później natomiast groźne dośrodkowanie z prawej flanki Cienciały wyłapał nie bez trudu Ufnal. Końcówka drugiej połowy to już powrót do równowagi sił ze wskazaniem na gospodarzy. W 38min próbował Kazimierowicz po zespołowej kontrze i dograniu ze skrzydła niezwykle aktywnego Więcka. I wreszcie w doliczonym czasie gry Fadecki uderzył celnie, lecz zbyt lekko po tym jak piłka dotarła do niego po kolejnym dośrodkowaniu Więcka, który z pewnością wypatrzył w polu karnym Magnuskiego, ten jednak mimo usilnych starań piłki nie dosięgnął i w ten sposób padła ona łupem Fadeckiego. Różnica w grze obu Błękitnych nominalnych skrzydłowych jest ewidentna. Więcek to typowy winger bazujący na dużej szybkości własnej, potrzebujący znacznych przestrzeni by być skutecznym (coś àla Kosecki w Legii), podczas gdy Fadecki to technik, śmiało wchodzący w pole karne rywala po akcjach zainicjowanych przez siebie na skrzydle i nierzadko sam je wykańczający. Jeżeli do niezłej techniki dorzuciłby stabilizację formy na przestrzeni pełnych 90 minut mielibyśmy zawodnika niemal niezastępowalnego w drużynie. Drugą połowę rozpoczęto w niezmienionych ani na jotę warunkach atmosferycznych, co pociągało za sobą konieczność gry na coraz bardziej rozmokniętym placu. W 47min swoją aktywność w całym spotkaniu próbował zaakcentować bramką Deja, dochodząc do strzału z 10metrów mimo asysty obu stoperów Błękitnych. Odpowiedź gospodarzy to kolejny rajd Więcka, za którym ofensywnie usposobiony Cienciała nie zawsze nadążał. Tym razem w 52min zamiast słabego strzału z ostrego kąta, skrzydłowy Błękitnych mając jeszcze trochę miejsca mógł indywidualnie podciągnąć piłkę metr albo dwa wchodząc w pole karne rywala. W 54min wreszcie mogliśmy obserwować jakiekolwiek zagrożenie pod bramką Odry po rzucie rożnym. Etatowo wykonywane przez Wawszczyka, tym razem rozegrano nieco inaczej. Piłkę posłaną na krótki słupek zdołał przedłużyć głową Jasitczak. Nie dosięgnęła ona jednak żadnego z partnerów, ale za to minimalnie minęła dalszy słupek bramki Danowskiego. W tym miejscu warto wspomnieć o Wawszczyku, przypominając nieźle wykonany rzut wolny w 57min zmuszający Danowskiego do małej parady bramkarskiej. Piłkarz ten desygnowany do bicia stałych fragmentów gry ma całkiem nieźle ułożoną stopę, a że jest ewidentnie lewonożnym zawodnikiem, dysponującym niezłą techniką użytkową, wobec tego może być wkrótce łakomym kąskiem dla innych klubów cierpiących na deficyt lewonożnych obrońców. Do poprawy jednak pozostaje celność podań i większa rozwaga w ich wykonywaniu na własnej połowie. Sytuacji bramkowych z biegiem czasu nie ubywało. Niknący w oczach w drugiej połowie Fadecki zostawiał całą lewą stronę Wawszczykowi. Po jednej z jego głębokich wrzutek na listę strzelców mógł się wpisać Gajda, kiedy to minął się z piłką dośrodkowaną przez Wawszczyka z lewej flanki wprost w pole bramkowe. W 67min Wawszczyk jeszcze raz zaznaczył swoją obecność na lewej stronie boiska konstruując indywidualny rajd zakończony strzałem w… boczną siatkę. O wiele groźniej było jednak w 60min pod przeciwną bramką. Po akcji prawą stroną Krysiana i wstrzeleniu piłki po ziemi w pole już nie tyle karne, co w pole bramkowe, stojący tam Deja nie trafił z 5 metrów między słupki. W 61min miała miejsce genialna interwencja Jasitczaka wygarniająca odważnym, ale i precyzyjnym jak brzytwa wślizgiem piłkę spod nóg Kocurowi szykującego się już do wyjścia sam na sam z Ufnalem. Ryzyko takich interwencji jest niebagatelne, ale i efekt końcowy przy udanym zagraniu nie do przecenienia. W okolicach minuty 60 przestało padać, zaczęło co najwyżej siąpić, ale nie wpłynęło to w jakiś zauważalny sposób na tempo i częstość prowadzonych akcji. W 62min bilardowego zagrania wynikającego z nieporozumienia pomiędzy Michniewiczem a bramkarzem Danowskim nie wykorzystał Magnuski czyhający na tego typu błędy między stoperami. Tym razem jednak nie zorientował się na czas. Obie drużyny próbowały również strzałami z dystansu zmienić obraz gry. Dwukrotnie Kazimierowicz z Błękitnych i raz Glanowski, ale obaj nie dali szans bramkarzom do interwencji. Akcji po obu stronach boiska w przebiegu całego meczu nie brakowało, lecz groźniejszych sytuacji zdecydowanie więcej należy zapisać na koncie gości. Kolejną z nich mieliśmy okazję obserwować w 72min, gdzie kompletnie nie pilnowany w polu karnym znalazł się Wolny. Na szczęście nieudolne przyjęcie futbolówki pozwoliło szczególnie Kurantowi przyglądającemu się całej sytuacji z odległości 2metrów, jak i całej drużynie Błękitnych odetchnąć z ulgą. W międzyczasie trener przyjezdnych Dariusz Żuraw dokonał trzech zmian. Grająca w systemie 4-4-1-1 Odra nie zmieniła przez cały mecz nakreślonego na początku własnego rysunku taktycznego. Charakterystyczne ustawienie napastników z wysuniętym Kocurem i podwieszonym Deją zostało w 75min zmienione jedynie personalnie, gdy pojawiający się na boisku Giel przesunął do środka drugiej linii Deję samemu zajmując miejsce za plecami Kocura. Ponadto obserwowaliśmy wymianę skrzydłowych, z których jedynie Kowalczyk zaprezentował się równie korzystnie co jego zmieniony kolega. Podobnie ofensywną zmianę – mimo krótkiej ławki - przeprowadził jeszcze wcześniej trener Krzysztof Kapuściński. Jednak wprowadzenie Neumanna w 69min nie znaczyło że gospodarze zagrają trójką napastników. Kompletnie niewidocznego w całym meczu i wkrótce również zmienionego Magnuskiego przesunięto na skrzydło, a Gajda wespół z młodym Neumannem mieli kontynuować rozbijanie bloku defensywnego rywali. Można było mieć nadzieję że rosły, wypożyczony z Pogoni napastnik powalczy w powietrzu z wysokimi defensorami Odry. Tak się jednak nie stało, nadal jedynymi zawodnikami zdołającymi nawiązać równorzędną walkę powietrzną z Copikiem, czy Cienciałą byli wyłącznie dwaj stoperzy Błękitnych, a wkład Neumanna w grę drużyny po wejściu na boisko był mało zauważalny. Jeszcze przed wejściem Giela na boisko, w 74min miała miejsce najdogodniejsza sytuacja bramkowa w całym meczu. Po przechwycie w środkowej strefie boiska (podanie w poprzek!) szybki kontratak wyprowadził Kocur. Wysoko ustawieni stoperzy nie byli w stanie złapać na spalonym wychodzącego z głębi pola do podania Kocura. Ten w polu karnym, mając przed sobą już tylko bramkarza zdecydował się na podanie do… wyprzedzającego go Deji. Co najmniej półmetrowy spalony, błyskawicznie wyłapany przez sędziego liniowego, nie daje najlepszego świadectwa jakości gry taktycznej dwójki napastników. Każdy z nich mógł spokojnie zmieścić piłkę w siatce w dowolnej kombinacji rozegrania piłki, a jedyną przeszkodą nie do pokonania dla nich w tej sytuacji okazał się być artykuł 11 Przepisów gry w piłkę nożną. Błękitni również nie odpuszczali konsekwentnie walcząc o trzy punkty. Próbował Gajda rozpaczliwym dryblingiem w 74min w polu karnym rywala, zakończonym trąceniem w ostatniej chwili piłki na róg przez ostoję defensywy opolskiej – Copika. W całym spotkaniu goście egzekwowali jedynie 2 rzuty rożne. Wykazali się przy tym skutecznością 50-procentową, gdyż drugi z nich po sporym zamieszaniu podbramkowym zakończył się bramką. Ścisk był na tyle duży że początkowo ciężko było wskazać jej strzelca. Po dośrodkowaniu Deji piłkę uderzał Cienciała, a tą jeszcze w drodze do bramki trącił Copik, nie zmieniając już nawet toru jej lotu. Prawdopodobnie wielu było w tym momencie na stadionie kibiców, którzy zaczynali się już godzić z kolejną porażką swojego zespołu. A już na pewno mało kto mógł przypuszczać, że wyrównanie przyjdzie tak szybko. Bo Odra była zespołem lepszym, stwarzała dogodniejsze sytuacje bramkowe i niech nikogo nie zmyli bilans 11-2 w rzutach rożnych na korzyść gospodarzy, gdyż nie stanowi to o jakimkolwiek rodzaju dominacji nawet w tym jednym elemencie, bowiem rogi te nie zagrażały w zdecydowanej większości wykonań bramce Danowskiego. W 84min po rzucie wolnym wykonywanym przez oczywiście – Wawszczyka, do głowy dochodzi Jasitczak i porachunki z Copikiem zostają wyrównane! Jeden moment nieuwagi kapitana Odry i stoper Błękitnych mógł bramką tą ukoronować trud włożony w całe spotkanie. Bo trzeba jasno stwierdzić, że bohaterami Błękitnych w tym meczu była para Liśkiewicz – Jasitczak. Do niezwykle ofiarnego w I połowie Liśkiewicza dostosował się poziomem Jasitczak w dalszej części spotkania i obaj wyszli zwycięsko z niezliczonej liczby pojedynków zarówno po ziemi jak i w powietrzu godnie zastępując na tej pozycji pauzującego za kartki Pustelnika. Współpraca obu zawodników owocowała w udanie zastawianych pułapkach ofsajdowych na manewrującego na szpicy Kocura. I to oni jako jedyni potrafili nawiązać równorzędną walkę przy stałych fragmentach gry w pojedynkach o górne piłki w polu karnym opolan. Wyrównujący gol nie uspokoił absolutnie gry. Gościom zwycięstwo wydarto z rąk, rozgoryczeni po nieuznanym golu ze spalonego, szybko zgubionym prowadzeniu ruszyli ponownie do ataku. W 88min wprowadzony Giel z 10 metrów strzelał jak i wcześniej jego koledzy – niecelnie, po zagraniu od Deji. W 89min po dośrodkowaniu z rzutu wolnego głową tyłem do bramki próbował uderzać Kocur. Po stronie gospodarzy jeszcze raz swą obecność zaznaczyl Więcek wbiegając odważnie w pole karne w 88min. Końcowy gwizdek sędziego wszyscy, może poza zawodnikami i sztabem Odry, przyjęli z ulgą. Bo było to niesłychanie wyczerpujące i emocjonujące, szczególnie w II połowie widowisko. Widowisko, w którym nikt nie odstawiał nogi, a poziom zaangażowania poszczególnych zawodników można łatwo ocenić stopniem ubłocenia ich strojów. Zdobyty punkt pozwala Błękitnym zachować cień nadziei na powrót za parę kolejek do pierwszej ósemki ligi, choć obserwując kolejnych rywali odwiedzających Stargard widać, że o punkty będzie niesłychanie trudno. Podsumowując pochwalić należy cały zespół za wspomnianą nieustępliwość i wolę walki, a przede wszystkim za niewystraszenie się rywala i w do końca posiadaną chęć i wiarę w grze o pełną pulę. I jeszcze raz osobne wyrazy uznania należą się parze stoperów, z podziwem i zapewne pewną dumą obserwowanych z trybun przez starszego kolegę z linii obrony – Pustelnika. Błękitni Stargard Szcz. – Odra Opole 1-1 (0-0) 0-1 Copik 82’ 1-1 Jasitczak 84’ Błękitni: Ufnal – Kurant (78’ Duda), Jasitczak, Liśkiewicz, Wawszczyk – Więcek, Poczobut, Kazimierowicz, Fadecki (69’ Neumann) – Magnuski (80’ Szych), Gajda Odra: Danowski – Cienciała, Michniewicz, Copik, Skrzypczak – Krysian (67’ Kowalczyk), Wawrzyniak (75’ Giel), Glanowski, Krawiec (61’ Wolny) – Deja – Kocur żk.: Duda (Błękitni); Krawiec, Cienciała, Copik (Odra)
ďż˝rďż˝dďż˝o: obserwacja własna
relacjďż˝ dodaďż˝: pka |
|