Skuteczni jak nigdy
Przed tygodniem zarówno Błękitni Stargard Szczeciński jak i MKS Kluczbork przegrały swoje poprzednie mecze, a doznane porażki można spokojnie zaliczyć do dotkliwych. Szczególnie Kluczbork miał się po czym podnosić, gdy w ostatniej kolejce raził bezradnością na tle spadkowicza z I ligi - Warty Poznań. Teoretycznie szanse na rehabilitację dla kluczborczan były 50:50, rywal z bezpośredniego sąsiedztwa w tabeli, więc z kim jak nie z Błękitnymi poprawić nadszarpniętą przed własną publicznością reputację.
Niestety dla gości, boisko zweryfikowało te ambitne plany. I to zweryfikowało dość brutalnie. Mecz zapowiadał się jako pojedynek dwóch wyrównanych zespołów. W związku z tym nikt nie oczekiwał ostrego strzelania na przełamanie po serii porażek, jak to miało miejsce przed meczem z czerwoną latarnią grupy - Calisią, ale zwycięstwa na własnym boisku z drużyną o podobnych notowaniach - tego kibice mieli prawo wymagać.
Mecz zaczął się od wzajemnego rozpoznania przeciwnika i niezwykle ostrożnych prób zdobycia przewagi w środku pola. Mimo gry gości piątką pomocników w linii środkowej, to Błękitni lepiej poradzili sobie z organizacją gry w tej strefie boiska. Konsekwencją takiego stanu rzeczy było zdobycie przewagi w posiadaniu piłki, lecz z kolei nie miało to już przełożenia na sytuacje bramkowe. Klarownych akcji zakończonych realną szansą zdobycia bramki brakowało i jednym i drugim. Błękitni już w teoretycznie najmocniejszym składzie, po osłabieniach spowodowanych epidemią grypy jelitowej w drużynie nie było już śladu. Z kontuzją zmagał się jedynie Wawszczyk - podstawowy lewy obrońca zespołu i jak się okazało nie zdołał się z nią uporać do dnia meczu. W roli zmiennika drobiazgowo obserwowany - Liśkiewicz, do tej pory występując jako zmiennik Pustelnika prezentował się zupełnie przyzwoicie, ale na nieco iinnej pozycji, bo w roli stopera.
W początkowej fazie gry udanie napędzał akcje ofensywne swojego zespołu Fadecki, raz po raz wchodząc na zdobywającym dryblingu w pole karne rywala, lecz brakowało lepszego zrozumienia z Magnuskim lub Gajdą. Fadecki po raz kolejny dał się poznać jako niezwykle ofensywnie usposobiony zawodnik, praktycznie grający w roli trzeciego napastnika, choć nominalnie będący typowym lewoskrzydłowym o niezłym jak na polskie warunki wyszkoleniu technicznym. Przewaga w posiadaniu piłki i koncentracja na budowaniu akcji skłaniała rywala do szukania odpowiedzi w szybkich akcjach organizowanych po przechwycie piłki. Tak było w 10 min., gdy w sytuacji sam na sam z Wolkiewiczem obronną ręką wyszedł bramkarz, a właściwie nogą, gdyż Ufnal zdołał padając na murawę golenią obronić groźny strzał z najbliższej odległości napastnika gości. Seria dwóch rzutów rożnych po tym zdarzeniu nie przyniosła gościom spodziewanych efektów. Odpowiedzią Błękitnych był strzał z 23 metrów Magnuskiego obroniony bez trudu przez Skrzyniarza. W 18 min. ponownie Magnuski obsłużony podaniem przez Gajdę już w polu karnym przeciwnika uderzył ze swojej niewątpliwie lepszej prawej nogi podczas gdy jego ustawienie i pozycja na lewej stronie pola karnego aż wymuszała uderzenie z nogi lewej, co uczyniłoby strzał o niebo groźniejszym. Na marginesie trzeba przyznać, że tych dwóch napastników: Gajda i Magnuski doskonale się rozumieją i jak pokaże II połowa przydomek „kilerów dwóch” jest w ich przypadku jak najbardziej uzasadniony. Od 31 min. za wykonywanie rzutów rożnych wziął się Magnuski. Efektem było dośrodkowanie na głowę wysokiego Wojtasiaka. Jego uderzenie wybronił bramkarz jednak w ten sposób, że odbitą piłkę przechwycił z powietrza Pustelnik i skierował ją silnym uderzeniem w wolny sektor bramki Skrzyniarza. Radości zawodników nie było końca, gdyż mecz jak do tej pory zapowiadał się na ciężką batalię. Nikt tu trzech punktów nie chciał oddawać bez walki, a z dotychczasowego przebiegu gry widać było, że o sytuacje bramkowe przy skomasowanej obronie gości będzie trudno. Nie udawało się z gry, gdyż ciężko było się przedrzeć przez cofnięta na swoją połowę drużynę gości, ciężko było znaleźć wolną przestrzeń do celnego ostatniego podania, więc szczęścia należało szukać w stałych fragmentach gry. I tak też się stało w 32 min. Wcześniej natomiast Wojtasiak, a w II połowie Kazimierowicz testowali inny wariant pokonania drużyny przyjezdnych starając się uderzać jeszcze sprzed linii obrońców w momencie posiadania większego skrawka wolnego placu przed sobą. Niemniej jednak ich próby strzałów nie zawsze nawet zasługiwały na to miano. Od momentu straty bramki inicjatywę przejęli goście. Przez ostatni kwadrans I połowy to oni byli stroną dominującą w posiadaniu piłki. Mimo rosnących obaw, czy aby Błękitni nie cofają się za głęboko, czy nie za łatwo oddają teren przeciwnikowi, ci nie zdołali wypracować ani jednej sytuacji, w której choć zapachniałoby bramką. W II połowie jednakże wszystko mogło potoczyć się inaczej… Do chwili straty drugiej bramki goście w II połowie kontynuowali przewagę wypracowaną posiadaniem piłki. Do gry piłką dorzucili jeszcze pressing, doskakując do obrońców wyprowadzających piłkę spod własnej bramki. W takich okolicznościach, nie bawiąc się w zbytnie zawiłości taktyczno - techniczne na własnej połowie skazani byli na posyłanie długich piłek na osamotnionego gdzieś pomiędzy stoperami najczęściej Gajdę, czasami Magnuskiego. Nie trzeba dodawać, że zagrania takie skazane były z góry na niepowodzenie. Wprowadzony w przerwie na boisko w drużynie gości Kojder trzeba przyznać wniósł dużo ożywienia w przedniej formacji. Ustawiony tuż pod Lagierskim i zastępujący w tej roli Niziołka przesuniętego do tyłu, w II połowie wykazywał się dużą aktywnością pod i w polu karnym gospodarzy. W pierwszych minutach II połowy uwidocznił się sędzia zawodów. Pan Idzik w pewnym momencie wręczał kartki za przewinienia, które tylko on sam widział. Taki los spotkał Fadeckiego, ale i Huber nie zachował czystego konta, które splamił zapewne dyskusjami z arbitrem. Kartka dla Poczobuta w I połowie również była uznana za wielce problematyczną, czy aby nie została wręczona po prostu dla równowagi? - wcześniej dwa kartoniki obejrzeli już zawodnicy gości. Gdyby któraś z drużyn musiała kończyć mecz w dziesiątkę byłaby to już podstawa do niezwykle krytycznej oceny pracy sędziego, niejednokrotnie zbyt skrupulatnego w wymierzaniu sprawiedliwości. Mimo posiadania rosnącej przewagi Kluczbork w dalszym ciągu nie zdołał zagrozić bramce Ufnala. Duża w tym zasługa pary rosłych stoperów Jasitczaka z Pustelnikiem, którzy zarówno w powietrzu jak i po ziemi wyjaśniali dużo sytuacji tzw. stykowych. Pustelnik dobrą grę w całym meczu podkreślił dodatkowo zdobytą bramką w typowy zresztą dla siebie sposób po rzucie rożnym. Co się nie udało gościom udało się gospodarzom. W 62 minucie szybki niczym strzała Więcek pomknął aż z własnej połowy prawym skrzydłem pod pole karne rywala nawet na moment nie zwalniając. Mimo asysty wracającego ile sił w płucach i nogach obrońcy zdołał niespodziewanie precyzyjnie dośrodkować, a właściwie idealnie dograć na nogę rozpędzonego Gajdy, który już nie zostawił złudzeń Skrzyniarzowi co do pomyślnego zakończenia całej akcji. Była to - śmiem twierdzić - najważniejsza bramka meczu, która zadecydowała o sposobie gry Błękitnych w nadchodzących minutach, dodała chłopakom pewności siebie, a gości nauczyła po prostu respektu. Zaledwie 4 minuty później kolejny szybki atak gości. Tym razem nie bezradność kluczborczan i brak powrotu a błędy indywidualne w połączeniu z nieporozumieniem w polu karnym między Ganowiczem i Orłowiczem skutkowały bolesnym dla przyjezdnych skarceniem w wykonaniu tym razem - Magnuskiego. W tym momencie, gdy mecz był już rozstrzygnięty trener miejscowych Krzysztof Kapuściński powymieniał niektórych zawodników. Zmiany do rysunku taktycznego zespołu niewiele wnosiły. Jedynie zmiennik Magnuskiego - Duda wyraźnie wzmocnił drugą linię zostawiając na desancie jedynie Gajdę, później jeszcze podmienionego na tej pozycji (bo nie na boisku) przez nowy nabytek Błękitnych - Neumanna. Dziwi trochę tak późna zmiana Magnuskiego. Po co trzymać dwóch napastników w sytuacji trzybramkowej zaliczki, kiedy aż się prosi żeby uprzykrzyć rywalom życie w środku pola. Trener Kluczborka z kolei próbował na różne sposoby znaleźć receptę na zwartą obronę gospodarzy, trzymając się jednak cały czas rysunku 4-2-3-1. Wprowadzając wspomnianego Kojdera, cofnął jednocześnie na pozycję defensywnego Niziołka, przez co liczebnie siła ataku nie uległa wzmocnieniu. Mimo gry dwójką defensywnych pomocników Arian (później Bienias)- Rewucki (później Niziołek) MKS niewystarczająco asekurował własnych stoperów tworząc podstawę pod skutecznie przeprowadzane kontry gospodarzy. Prawdopodobnie tym faktem były podyktowane zmiany przynajmniej jednego z tych zawodników dokonane przez trenera Andrzeja Konwińskiego. W 85 min padła już nie najważniejsza, ale tym razem najładniejsza bramka meczu. Kolejna szybka akcja gospodarzy - tym razem lewym skrzydłem popędził wprowadzony za Fadeckiego Szych, podanie na osiemnasty metr do nabiegającego Wojtasiaka, a ten tyleż silnym co niezwykle mierzonym strzałem pod poprzeczkę pokonuje po raz czwarty bezradnego w wielu dzisiaj momentach bramkarza gości. Akcję zainicjował zresztą sam jej finalizator. Dynamiczne wyjście z piłką ze swojej strefy obrońcy zakończyło się dopiero pod polem karnym rywala w sposób najlepszy z możliwych, dzięki bezwzględnemu wykorzystaniu wolnych przestrzeni zostawionych przez przyjezdnych. Chwilę potem, gdy gościom już na dobre odeszła ochota do gry próbował z dystansu uderzać Kazimierowicz i trzeba przyznać, że zaobserwowaliśmy pewien progres w związku z celnością jego strzałów w zestawieniu z próbą z I połowy. Kluczbork próbował w II połowie na różne sposoby po pierwsze zbliżyć się do bramki Ufnala, a później zagrozić jej w jakikolwiek sposób. Już to pierwsze okazało się być trudnością nie do przeskoczenia, więc pozostawały strzały z daleka i ewentualnie rzuty wolne/rożne. Wykonywane przez Bzdęgę, bądź Hobera nie były wystarczająco przekonującym argumentem dla Ufnala. Głową próbował jeszcze Gierak, strzałem z wolnego po krótkim rozegraniu w 82 minucie starał się wpłynąć na wynik meczu Ganowicz. O ile po zakończonym identycznym rezultatem meczu z Calisią głosy krytyki spadały mimo wszystkich zdobytych bramek na nieskuteczność całego zespołu, to po meczu z Kluczborkiem przyznać trzeba, że lekcja została odrobiona. Całościowo patrząc Błękitni nie mieli zbyt wielu okazji do zdobycia bramki, byli jednak w swych niezwykle dynamicznie wyprowadzanych kontratakach tym razem niezwykle skuteczni. I jak zdecydowanej większości polskich drużyn najwyraźniej z atakiem pozycyjnym (patrz I połowa) jest im nie po drodze. W połączeniu z bardzo poprawną i zdyscyplinowaną grą obronną, podbudowaną jeszcze zdobyczą 2 bramek przez blok obronny, przyniosło to w rezultacie efekt imponujący. Wskazując imiennie bohaterów i tych nieco mniejszych uczestników pojedynku, na wyróżnienie z pewnością zasłużyli Poczobut i Wojtasiak (bramki), ale i drugi ze stoperów Jasitczak był pewnie czującym się przy boku starszego kolegi punktem zespołu. W drugiej linii aktywny był w I połowie Fadecki efektywnie wspomagając napastników ze skrzydła. Niewiele wniósł Wojciechowski zmieniając nie wiadomo z jakiego powodu Poczobuta (kartka?), a wręcz stwarzał zagrożenie pod własną bramką wdając się w pojedynki w środku pola. Więcek, już tradycyjnie niczym jeździec bez głowy uganiał się za piłką mając niesłychaną trudność z jej opanowaniem, a następnie poprawnym zaadresowaniem. Ale póki w meczu zdarzają mu się takie akcje jak ta w 62min - czapki z głów i brak pytań o to jak długo jeszcze. No i kilerów dwóch na szpicy: Magnuski - Gajda. Ten duet jak tak dalej pójdzie na koniec sezonu obrośnie legendą, którą szanować będą drużyny nawet z czołówki 2 ligi. Wynik idzie w świat i wpływa z pewnością na morale drużyn, z jakimi przyjdzie się w następnych kolejkach potykać Błękitnym. Na osłodę gościom należy dodać, że wygrali ten mecz 5-6, lecz tylko w rzutach rożnych. …. kolejka 2 ligi grupy zachodniej Błękitni Stargard Szcz. - MKS Kluczbork 4-0 (1-0) 1-0 32’ Pustelnik 2-0 62’ Gajda 3-0 66’ Magnuski 4-0 86’ Wojtasiak Błękitni: Ufnal - Liśkiewicz, Jasitczak, Pustelnik, Wojtasiak (89’ Neumann) - Fadecki (70’ Szych), Poczobut (65’ Wojciechowski), Kazimierowicz, Więcek - Magnuski (83’ Duda), Gajda MKS: Skrzyniarz - Bzdęga, Gierak, Ganowicz, Orłowicz - Arian (79’ Bienias), Rewacki (46’ Kojder) - Wolkiewicz, Niziołek, Hober - Lagierski (74 Mikulski) ż.k.: Fadecki, Poczobut, Liśkiewicz, Wojtasiak (Błękitni) Hober, Niziołek, Rewacki (MKS)
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: pka |
|