SPR Lublin za silny dla Pogoni Baltica
Nie udało się sprawić nie lada niespodzianki, żeby nie powiedzieć sensacji. W Szczecinie SPR Lublin nie dał szans Pogoni Baltica pewnie wygrywając cały mecz 26:20 (15:8).
Tym samym sobotnie gospodynie pozostają jedynym zespołem obok tczewianek, którym nie udało się zdobyć choćby jednego punktu we własnej hali. Nie pomógł nawet fakt, że rywalki wystąpiły w bardzo okrojonym składzie będąc wyraźnie podmęczone ostatnimi ciągłymi podróżami. - Przede wszystkim gratuluję tego zwycięskiego maratonu Lublinowi - powiedział zaraz po meczu szkoleniowiec Pogoni Baltica Dariusz Molski.
- To był dla nas bardzo trudny tydzień, dlatego, że graliśmy jeszcze w europejskich pucharach. Później u siebie z KPR-em Jelenia Góra, następnie przyjechaliśmy tutaj do Szczecina. Praktycznie w tydzień przyszło nam zagrać cztery mecze - przyznała Sabina Włodek - 2 trener SPR-u.
Nic więc dziwnego, że od samego początku rywalki chciały wypracować sobie bezpieczną przewagę i wyszło im to całkiem przyzwoicie, bo pomiędzy 3. a 10. minutą bramki zdobywała tylko jedna drużyna i był nim właśnie Lublin, a dokładniej Alina Wojtas, która sama aż 3-krotnie zdołała pokonać, jak się później okazało, jedną z bohaterek tego meczu Adriannę Płaczek. Za szczeciniankami ciągnie się w tym sezonie prawdziwa plaga kontuzji. Teraz dołączyła do tego grona jeszcze Monika Głowińska, która musiała opuścić parkiet już w 12. minucie tych zawodów. Zawodniczka zaraz po meczu udała się do szpitala. Wstępna diagnoza mówi o tym, że 3 palce jej prawej dłoni zostały mocno zwichnięte z przemieszczeniem. Wiadomo również, że nie zostały ścięgna zerwane, a jedynie mocno naciągnięte. - Bardzo żałuję jednej rzeczy, mianowicie to, że straciliśmy kolejną zawodniczkę, jedną z liderek naszego zespołu - powiedział Molski. Pomimo kolejnego osłabienia drużyna gospodyń zaczęła pogoń za lubliniankami. W 19. minucie było już tylko 6:10. Reakcja trenera Edwarda Jankowskiego była jednak natychmiastowa. 4 bramki z rzędu pozwoliły ponownie uspokoić grę faworytek. Ostatnie 7 minut zawodów to już popis strzelecki Małgorzaty Stasiak. Jej rzut w ostatniej sekundzie pierwszej połowy ustalił wynik do przerwy na 8:15 dla przyjezdnych. Na drugą połowę nie zameldowała się już Monika Stachowska. Absencja obrotowej nie była jednak spowodowana żadną kontuzją, a jedynie mocnym przeziębieniem i trener słusznie zdecydował się nie pogarszać jej stanu zdrowia. Na słowa uznania w ekipie szczecinianek ponownie zasłużyła Płaczek. Niestety jej koleżanki nie potrafiły tego wykorzystać w ataku pozycyjnym ani w kontrach. Znowu dały o sobie znać niecelne podania, brak zdecydowania i pewności siebie czy też błędy kroków w najmniej odpowiednim momencie. - Te punkty nie do końca były takie łatwe. Trzeba było grać przez 60. minut, a my mamy krótką ławkę, więc ten mecz na pewno kosztował dziewczyny dużo sił - skomentowała na gorąco zaraz po meczu Włodek. Po chwili dodała jeszcze. - Trzeba też dodać, że w ostatnim czasie przyszło nam grać prawdziwy maraton. Mimo wszystko słowa uznania, bo zdobyliśmy kolejne dwa punkty.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|