Hanescu z tytułem PEKAO Szczecin Open 2012
Wiele można było się spodziewać po finałowym meczu singla tegorocznej i jednocześnie jubileuszowej, bo 20 edycji szczecińskiego challengera. Trzeba przyznać, że zarówno Victor Hanescu jak i Inigo Cervantes nie zawiedli i stworzyli ciekawe widowisko.
Mimo, że Rumun jest tenisistą bardziej doświadczonym i mającym za sobą wielkie mecze, nie może naliczyć zbyt wielu tytułów na swoim koncie. Podobnie 9 lat młodszy Cervantes, który jednak mierzy co raz wyżej, a turnieje typu challenger to zapewne tylko przystanki w jego rozwijającej się karierze. Jedno było pewne. Dla obydwu wygrana wiele znaczyła. Być może to wpłynęło na zaskakujący początek meczu i słabszą formę zawodników przy własnym serwisie. Wystarczy zaznaczyć, że dopiero w czwartym gemie podający nie został przełamany. Z drugiej strony mogło to oznaczać świetną dyspozycję obydwu w innych elementach. Licznie zgromadzona publiczność z niecierpliwością czekała więc na dalszy ciąg wydarzeń...
Zdecydowanie lepiej w spotkanie wszedł Hiszpan, mimo, że przegrał podanie, którym rozpoczynał pojedynek. To on świetnie returnował, a w wymianach przeganiał rywala od jednej do drugiej linii. Szybko zatem wyrównał i wyszedł na prowadzenie 2:1. Po chwili Cervantes obronił swój serwis, chociaż nie bez oporu Rumuna, dzięki czemu zrobiło się 3:1. W dalszym ciągu Hiszpan znakomicie poruszał się po korcie i zaskakiwał przeciwnika mocnymi, płaskimi uderzeniami z trudnych sytuacji. W następnym gemie był o krok od podwyższenia prowadzenia. Hanescu nie dał jednak wyrwać sobie podania i utrzymał stratę tylko jednego przełamania w pierwszym secie. Na tablicy świetlnej zamiast 4:1 dla Hiszpana, było 3:2. W świetle kolejnych wydarzeń wydaje się, że był to kluczowy moment dla losów tej części spotkania. Siódmy gem (przy stanie 4:2 dla Cervantesa) był chyba najdłuższym i najbardziej wyczerpującym w dzisiejszej potyczce. Obydwaj zawodnicy w długich wymianach wypracowywali przewagi i liczne szanse na jego zakończenie. Tenisista z Katalonii miał więc kolejną okazję na odskoczenie przeciwnikowi, ale tego nie wykorzystał i to był jego drugi wielki błąd w tym secie. Hanescu z kolei mógł odetchnąć z ulgą po wygraniu ostatniej piłki i udać się na przerwę techniczną. Po niej obraz gry wyglądał już inaczej.
Bardzo ruchliwy i ambitny Cervantes jakby nieco opadł z sił. Hanescu natychmiast to wykorzystał i przełamał Hiszpana na 4:4. W kolejnym gemie Cervantes przy serwisie przeciwnika jeszcze wywalczył kilka piłek, ale dobrego dla siebie wyniku 40-30 nie przełożył na wygranie. Zrobiło się więc 5:4 dla Hanescu. W ostatniej, jak się okazało, odsłonie seta Rumun bardziej zdecydowanie zaczął dyktować warunki, przyspieszył grę, podobnie, jak na początku meczu próbował to robić jego oponent. Rezultat był taki, jaki oczekiwał, a więc 6:4 i wyjście na prowadzenie w spotkaniu. Na trybunach można było usłyszeć, że druga partia będzie najprawdopodobniej teatrem jednego aktora - Victora Hanescu. Nic takiego jednak się nie stało. Co ciekawe, set rozpoczął się niemal dokładnie tak samo jak poprzedni, czyli od przełamania. Tym razem pierwsze podanie stracił Rumun, po czym prędko wyrównał... i znów stracił. Cervantes utrzymywał przewagę jednego przełamania, ale znów nie tak długo, by wygrać. Podobnie jak kilkadziesiąt minut wcześniej, tak i tym razem Hanescu podkręcił tempo w drugiej, decydującej, części seta, dzięki czemu wygrał. Po raz kolejny więc reprezentant Hiszpanii nie zwyciężył w PEKAO Szczecin Open, mimo, że był to już siódmy finalista z tego kraju. Hanescu z kolei wygrał szczeciński challenger jako pierwszy Rumun. Podczas uroczystości dekoracji obydwaj finaliści zapewnili, że w przyszłym roku również zechcą wystąpić w Szczecinie, bo jak stwierdził niezwykle sympatyczny Inigo Cervantes: To jest jeden z najlepszych turniejów, w jakich dotychczas grałem. Istotnie, PEKAO Szczecin Open wciąż cieszy się sporym uznaniem wśród władz ATP i plasuje się w czołówce challengerów na świecie.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: flora |
|