Pomeczowa rozmowa z Grzegorzem Surmaczem
Przed spotkaniem sporo mówiło się na temat kontuzji w waszym zespole. W spotkaniu miało nie zagrać kilku graczy, czy to sprawiło, że byliście bardziej zmobilizowani?
- Taki jest porządek rzeczy. Jak kilku zawodników nie może zagrać, to reszta chce się pokazać, bo na co dzień nie ma na to szans. Chcą pokazać, że również potrafią pomóc zespołowi i dołożyć się do lepszej gry. Dzisiaj tak właśnie było, wszyscy podeszli bardzo zmobilizowani, walczyliśmy, rzucaliśmy, możemy być z siebie zadowoleni.
W dzisiejszym meczu nie zagrał wasz lider - George Reese, jednak lukę po amerykańskim skrzydłowym doskonale załatali inni zawodnicy, m.in. Pan.
- Myślę, że dzisiaj bardziej niż punktów George'a, brakowało nam jego wsparcia w ostatnich sekundach meczu. W dogrywce lub w czwartej kwarcie potrzebowaliśmy właśnie takiego lidera. Tego nam dzisiaj brakowało, nie mieliśmy za bardzo na kogo grać zagrywki. W końcówce drugiej kwarty Anwil zanotował serię 17:0, z czego to wynikało? - Powodem była niedostateczna agresja w obronie i oczywiście szalone rzuty Szubargi. Jedna trójka z faulem, kolejna trafiona o deskę. Na treningu takie rzeczy są mało prawdopodobne, bo zwykle z dziesięciu prób wpadają góra dwie. Jednak Krzysztof jest bardzo dobrym zawodnikiem, a jego akcje dały włocławianom wiele energii i niewątpliwie z tego skorzystali. Nie ma Pan wrażenia, że za bardzo skupiliście się na grze podkoszowej? Zarówno w ataku, jak i w obronie? - Zgadza się. Jednak my chcieliśmy się tak ustawić, ponieważ tak trzeba kryć Edwardsa, skupiać na nim całą defensywę, więc to normalne, że później zostawały luki na obwodzie. Corsley to prawdopodobnie najlepszy gracz podkoszowy w naszej lidze, a jeden zawodnik go z pewnością nie zatrzyma. Być może nasza reakcja na dzielenie się piłką Anwilu była zbyt powolna. Sporym zaskoczeniem mogła być dla was dyspozycja Bartłomieja Wołoszyna. - W pierwszej połowie trafił 4 trójki, później nasza obrona była nastawiona tak, by nie odchodzić od niego, gdy kogoś podwajaliśmy. Po przerwie trafił raz z dystansu, jednak i tak zasługuje na pochwałę, bo był niezwykle skuteczny. Czy akcje końcowe rozgrywane przez LaMonta McIntosha miały tak wyglądać? - LaMont to zawodnik, który w siebie wierzy i zna swoje umiejętności. Chciał się przełamać i czasem było widać, że brał na siebie zbyt dużo i mógł więcej dzielić się piłką. Ja się na niego nie gniewam, bo wiem co ten gracz potrafi. Inni zawodnicy tak samo jak on potrafią rzucać do kosza, więc powinniśmy więcej dzielić się piłką.
�r�d�o: http://www.azs.koszalin.pl/Patryk Pietrzala
relacjďż˝ dodaďż˝: Bengoro |
|