W meczu dwóch nasłabszych zespołów ligi, która piątą była tylko i wyłącznie z nazwy, MKS Osadnik Myślibórz przegrał ze Spartą Gryfice 1:3.

Mecz rozpoczął się z ponad 30-minutowym opóźnieniem, gdyż goście przybyli do Myśliborza dopiero 10 minut przed planowanym pierwszym gwizdkiem sędziego.

Przed spotkaniem kibice myśliborskiego klubu, gromadzący się na stadionie w coraz to mniejszej ilości, głośno zadawali sobie pytanie: 'Jak nie teraz, to kiedy?'. Sparta Gryfice, podobnie jak Osadnik Myślibórz, w przerwie pomiędzy rozgrywkami przeżywała problemy organizacyjno-finansowe i w ostatniej chwili zgłosiła się do ligi.

O tym, że na boisku spotkały się drużyny nieprzygotowane do rywalizacji na piątoligowym poziomie, można było się zorientować po pierwszych minutach meczu: chaos, niedokładność, straty checowały grę zarówno myśliborzan, jak i gryficzan. Pomimo tego, to gospodarze osiągnęli optyczną przewagę, jednakże ich akcje nie przynosiły żadnego efektu. Za to pierwsza groźna akcja gości zakończyła się strzeleniem przez nich bramki. W 21 minucie napastnik Sparty Gryfice wpakował piłkę do siatki, przy biernej postawie obrońców i bramkarza Osadnika. Dziewięć minut później mogłoby być już 0:2, ale tym razem z sytuacji sam na sam Łukasz Wyrębski wyszedł obronną reką. Myśliborzanie pierwszy celny strzał na bramkę rywali oddali w 30 minucie. Uderzenie Kamila Kowalskiego zza pola karnego pewnie obronił bramkarz Sparty. Podobnie jak siedem minut później, kiedy to po zagraniu piłki z rzutu rożnego przez Kowalskiego Maciej Norsesowicz mógł strzelić swoją czwartą bramkę w tym sezonie. Norsesowicz, środkowy obrońca, który w tym spotkaniu zagrał jako defensywny pomocnik, jest najskuteczniejszym piłkarzem MKS Osadnik. I o tym, jak wielkie problemy MKS Osadnik ma z grą ofensywną, niech świadczy również fakt, iż myśliborzanie zagrożenie pod bramką gości stwarzali tylko i wyłącznie po stałych fragmentach gry.

W 46 minucie po dośrodkowaniu Kowalskiego ponownie świetną interwencją popisał się bramkarz Sparty, zatrzymując uderzenie głową Łukasza Koneczka. Pomiędzy niecelnym strzałem z ostrego kąta Marcina Gajewskiego i szansą na zdobycie bramki z rzutu rożnego przez Spartę, można było usłyszeć z trybun na przemian salwy śmiechu, z powodu nieudanych zagrań jednych i drugich, jak i okrzyki grupy myśliborskich fanów, którzy w mniej lub bardziej kulturalny sposób domagali się lepszej gry swoich ulubieńców oraz dymisji trenera Krzysztofa Wasilkiewicza. I tak aż do 65 minuty, kiedy to po zagraniu Pawła Rostkowskiego bramkarz Sparty, w przypadkowy sposób, jak uznał sędzia główny dzisiejszego spotkania, zagrał piłkę ręką poza polem karnym, chcąc przerwać groźnie zapowiadającą się akcję. Do piłki podszedł Gajewski i precyzyjnym uderzeniem z ok. 20 metrów doprowadził do wyrównania. Bramka została przypisana obrońcy Sparty, bo gdyby nie jego niefortunna inwerwencja, to piłka znalazłaby się w rękach jego kolegi z bramki. Od tego momentu mecz nabrał rumieńców, a kibice, których uwagę rozpraszała kadra wojewódzka kobiet do lat 16, trenująca na boisku bocznym, mogli skupić się na radosnym futbolu w wykonaniu obydwu drużyn. Bo i jedni i drudzy rzucili się do ataku, zapominając o grze obronnej. W 71 minucie po błędzie Jakuba Bohuna napastnik Sparty znalazł się oko w oko z Wyrębskim. Mógł zrobić z piłką wszystko, ale zamiast umieścić ją w siatkę, uderzył w poprzeczkę. W odpowiedzi, po długim rajdzie z piłką, Gajewski trafił prosto w bramkarza. Wówczas mogło być 2:1 i szansa na pierwsze zwycięstwo na własnym stadionie, a tak przyszła 80 minuta i tylko w znany sobie sposób Wyrębski przepuścił strzał piłkarza Sparty. Piłka, która spadła za kołnierz Wyrębskiego obciąża w głównej mierze konto jego, jak również i jego kolegów, którzy biernie przyglądali się całej akcji. Kilka minut później, po ni to strzale, ni to podaniu piłkarza Sparty (o zgrozo!) piłka po raz kolejny przeleciała nad głową Wyrębskiego, ale tym razem zatrzymała się na poprzeczce jego bramki. O dziwo, mecz wcale nie musiał się zakończyć się porażką myśliborzan, albowiem w ostatnich minutach spotkania dwukrotnie przed szansą strzelenia bramki stanął Rostkowski, ale za każdym razem, w prawie idealnych sytuacjach, nie potrafił znaleźć sposobu na bramkarza Sparty. I tak porażka 1:3 stała się faktem, a widmo spadku do klasy okręgowej coraz to bardziej realne. Niestety.

Ewentualna dymisja trenera Wasilkiewicza, z którym to zespół w poprzednim sezonie zakończył rozgrywki na 5. miejscu w tabeli, może nie przynieść żadnego skutku, albowiem wydaje się, że 'z pustego, to i Salomon nie naleje'.

ďż˝rďż˝dďż˝o: własne / www.osadnik.mysliborz.info.pl