Czas na zwycięstwo
W sobotę o godzinie 16:30, na boisku MOSiR przy ul. Witkiewicza 69, w Szczecinie, będziemy świadkami pojedynku dwóch drużyn o całkowicie odmiennych nastrojach. Husaria Szczecin, która jeszcze nie odniosła w tym sezonie zwycięstwa i pragnie przełamać tę passę oraz Kozły Poznań, chcący zrehabilitować się za porażkę w Warszawie.
Drugie sobotnie spotkanie, to rywalizacja drużyn o całkowicie odmiennych nastrojach. Gospodarze to jedyny zespół grupy północnej bez zwycięstwa na swoim koncie. Pomimo gruntownych zmian w sezonie przygotowawczym (nowy zarząd, nowa filozofia i myśl szkoleniowa, a nawet nowe logo) Husarze wciąż zmagają się ze swoją największą bolączką - wynikami sportowymi. O ile po pierwszym meczu przeciwko Warsaw Eagles za wymówkę można było uznać brak zgrania spowodowane żadnym wcześniejszym sparingiem. Co więcej, pokładać nadzieję w sztabie trenerskim, że spowoduje większą spójność i skuteczność w ataku po drobnych poprawkach w taktyce i strategii. Tak, po meczu z Monarchs Ząbki, w szeregi kibiców z województwa zachodniopomorskiego zaczęło wkradać się zwątpienie i zmartwienie.
Trener główny Roman Łakomiak musi mieć ciężki orzech do zgryzienia. Jego rozgrywający nadal mają problemy z celnością swoich podań, nie radzą sobie z presją wywoływaną przez obronę rywali, przez co można ich nazwać największą „piętą Achillesową” formacji ofensywnej. Nominalnie pierwszy, Kamil Klebieko zdołał celnie rzucić tylko siedmiokrotnie aż przy 24 próbach, z czego dwukrotnie w ręce rywala! Piotr Kaczmarczyk, który odznacza się znacznie większym doświadczeniem, bo przecież to on prowadził szczecinian do ich triumfu w PLFA I, wygląda równie niepewnie (6/18), choć wystrzega się strat. Może i ich linia ofensywna nie należy do czołówki, ale powiedzieć o niej, że jest beznadziejna też nie można. W końcu pozwala błyszczeć Noah Whittle'owi, amerykańskiemu biegaczowi, który - gdyby tylko był odrobinę wyższy i potrafił rzucać - mógłby być jednoosobową armią ciągnącą cały zespół. W Ząbkach zaliczył swój pierwszy występ na polskich boiskach ze zdobytymi 100 jardami i gdyby nie on, to formacja nie ruszyłaby się z miejsca. Być może Husaria potrzebuje strategii podobnej do tej z Zielonej Góry w poprzednich sezonach PLFA II, gdzie atak podaniowy był jedynie elementem zaskoczenia, a biegowy rzemieślniczym majstersztykiem nie do powstrzymania. To wszystko jednak czysta teoretyka. Na podobne zmiany nie ma już czasu, a co za tym idzie, trzeba szukać rozwiązań w obecnym stanie. Cała nadzieja w stabilnej formie Whittle'a, który stara się być nie tyle co motorem napędowym, ale też i dobrym duchem drużyny, który motywuje ją po każdym meczu i na każdym treningu. Prędzej czy później Kamil Klebieko musi się odblokować, znaleźć w sobie wewnętrzny spokój i zyskać na pewności co do swoich umiejętności. Miejmy nadzieję, że stanie się to już w najbliższą sobotę.
Całkowicie inaczej wygląda to po stronie formacji obronnej. Ta należy do czołówki tegorocznej stawki Topligi i nie jedna drużyna chętnie by się wymieniła, gdyby tylko istniała taka możliwość. Maciej Jaroszewski rządzi i dzieli na boisku mając na już na swoim koncie blisko 20 powaleń i jednego sacka. Tuż za nim, równie skutecznie wspierają go Norbert Szczęsny (8 powaleń), Marcin Niewiadomski (zdobywca jednego safety), Jerzy Wieczorek (skutecznie neutralizujący podania do skrzydłowych), Michał Szczurowski (blisko 5 powaleń i jeden sack), Mateusz Waniewski (sack) czy Andrzej Halarewicz (safety), choć wymienić można by tu było wszystkich zawodników. Stabilizacja, dalsza konsekwentność i koncentracja, a szczecińska obrona będzie wyzwaniem dla każdego przeciwnika. - W Ząbkach popełniliśmy zbyt dużo błędów indywidualnych oraz zabrakło nam konsekwencji w grze. W fazie przygotowawczej do meczu z Kozłami skupiliśmy się na wyeliminowaniu własnych błędów oraz dopracowaniu gry ofensywnej, a w szczególności podaniowej. Kozły zawsze charakteryzowały się fizyczną grą i każdy mecz z nimi był zacięty i ciekawy dla oka. Sądzę, że tak będzie i tym razem. Poznaniacy mają za sobą dwa dobrze rozegrane spotkania, a my z kolei fatalne. Czas to w końcu zmienić. Musi zacząć funkcjonować skuteczny atak z dobrze grającym rozgrywającym oraz skrzydłowymi. O dobry występ naszej obrony jesteśmy na szczęście spokojni. - mówi Mateusz Knop, przedstawiciel Husarii Szczecin. - Nie zaprzestaniemy walki i w głowach nadal mamy chęć wystąpienia w SuperFinale. Husaria nigdy się nie poddaje i nie składa broni! - dodaje. Najbliższy przeciwnik wcale nie będzie należał do łatwiejszych w przełamaniu złej passy. Kozły prowadzone przez Damiana Łuca i jego koordynatorów w postaci Filipa i Jakuba Kłoskowskiego, to prawdziwa rewelacja tegorocznych rozgrywek mająca wiele do udowodnienia. Pomimo dość skromnego doświadczenia, ponieważ większość składu składa się ze świeżo upieczonych juniorów, a jedynie na pojedynczych pozycjach oglądamy zawodników z większym doświadczeniem niż pięciosezonowym. W starciu z Monarchs, w pierwszej kolejce, pokazali, że już od początku można zagrać poukładany, mocny i skuteczny futbol. Natomiast tydzień temu w Warszawie o ich porażce decydowały pojedyncze błędy wynikające z presji, stresu, ale też właśnie doświadczenia. Największą bolączką okazuje się gra skrzydłowych, którzy nie potrafią ugruntować swojej formy, zbyt długo przystosowują się do panujących na boisku zasad i popełniają błędy wynikające z braku dostatecznej koncentracji. Aktualnie zawodnikiem, który ma najlepsze zadatki na to, by być pewnym odbiorcą podań swojego rozgrywającego jest Wojciech Perz na spółkę z Mateuszem Patalasem. Niestety, ten pierwszy nie mógł zagrać przeciwko Warsaw Eagles, a drugi - pomimo imponującego przyłożenia - upuszczał piłki w najważniejszych momentach. Przed sezonem liderem korpusu był Jakub Kłoskowski i to on miał robić różnicę w grze podaniowej. Niestety, kontuzja kolana wykluczyła go na pierwszą część sezonu, choć nie wykluczone, że powróci. Sam zawodnik wypowiada się na ten temat pełen optymizmu. Z mniejszymi problemami Wielkopolanie zmagają się w linii ofensywnej, która jest najbardziej doświadczoną formacją i dającą odpowiednią ilość czasu swojemu rozgrywającemu. W Warszawie nieco bardziej gubili się w akcjach biegowych, co przełożyło się na znacznie mniejszą zdobycz jardową. Choć jak wypowiadał się trener Łuc przed meczem - nie spodziewał się, że Eagles ustawią formację obronną z trzema defensywnymi liniowymi, a raczej czterema. Głównie do takiego przygotowywał swoich graczy. To jednak nie usprawiedliwiało rozgrywającego, Gunthera Krotscha. Z powodu drobnych urazów i roztropnego oszczędzania weterana, Patryka Barczaka, 19-latek wyszedł w pierwszym składzie zaliczając debiut na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Świetnie prezentujący się na treningach, wykorzystujący swoje silne ramię, sam przyznał, że tego dnia nie był sobą. Piłki nie nabierały odpowiedniej rotacji, przez co często były delikatnie zbyt mocne lub słabe. Widać, że brakuje mu obycia i doświadczenia w meczach z taką odpowiedzialnością, ale jeszcze wszystko przed nim. Nie mniej, największą niespodzianką była kiepska postawa Antoniego Idziaka. W starciu z Monarchami wybiegał ponad 100 jardów, a teraz zaliczył fumble, po którym wyraźnie zgasł, a na pierwszy plan wysunął się Emilio Dos Santos Dangote. Choć ten również zaliczył stratę, to nie wpłynęło to na jego morale i nie odstawiał nogi w kolejnych akacjach. Dowodem tego były dwa przyłożenia. Niestety, w ostatniej akcji nieszczęśliwie interweniował w obronie, przez co trafił do szpitala z rozciętą dłonią, co wyklucza go z meczu z Husarią. Tym bardziej, czas, żeby Antoni Idziak potwierdził swoją wyśmienitą dyspozycję z pierwszego meczu domowego. Równie ciekawie prezentuje się formacja defensywna. Prowadzona przez nieprzejednany trzon, który stanowią Szymon Barczak, Dawid Gajewski, Łukasz Lau, Damian Łuc i Michał Kwinta. Do tego grona warto też jednak dodać Leszka Sowę, który wraca po kontuzji kolana i prezentuje się solidnie czy Emilio Dangote, który pomimo obowiązków w ataku nie odstaje. Cała drużyna pozwoliła rywalowi na przejście trzeciej próby tylko trzykrotnie (na 17 możliwych), czterokrotnie sackowali rozgrywającego, a trzykrotnie przechwytywali jego podania. To dowodzi jak solidnym murem jest pierwsza i druga linia tej formacji. Jedyną bolączką pozostaje trzecia linia. Cornerbacy to stosunkowo młody korpus, który nie potrafi wyrobić sobie przewagi nad przeciwnikiem, a to przekłada się na straty pierwszych prób, jardów i ostatecznie przyłożeń. Nieco lepiej to wygląda po powrocie Kwinty, ale za wcześnie by wyciągać pochopne wnioski po jednym meczu. - Wciąż skupiamy się nad ulepszeniem naszej gry ofensywnej oraz w formacjach specjalnych. Poza tym przygotowania niczym nie różnią się od pozostałych. Nie odnosimy się do poprzednich meczów z Husarią, bo nie graliśmy z nimi od dwóch sezonów. Na pewno drużyna przeszła szereg zmian, natomiast nadal mają w swoim składzie dobrych zawodników. Nie myślimy kategoriami, pt.: przechylania szali na naszą korzyść. Mamy wyjść na boisko, zrobić swoje i wrócić z dwoma punktami do domu. Na pewno będzie to zawzięty mecz. Husaria po dwóch porażkach będzie chciała udowodnić coś swoim kibicom. Natomiast my z bilansem 1-1 nie możemy już pozwolić sobie na porażkę. - stwierdza Patryk Barczak, rozgrywający Kozłów Poznań. - Oprócz absencji Emilio Dangote skład będzie optymalny. Do pierwszej jedenastki wracają za to Wojciech Perz, Piotr Skrzyniarz, Maciej Rzepecki i ja. - dodaje. Granica błędu dla obu ekip jest niezwykle wąska. Szczecinianie potrzebują nie tylko punktów, aby móc gonić czołówkę grupy północnej, ale przede wszystkim poprawić morale w drużynie. Każdy z nich zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i z pewnością da z siebie więcej niż sto procent pokazując charakter prawdziwego Husarza. Z kolei poznanianie pragną zawieszać sobie poprzeczkę jak najwyżej, podtrzymując to co dobre i poprawiając to co złe. Zwycięstwo - to cel nadrzędny, który stawiają sobie konsekwentnie przed każdą kolejką.
�r�d�o: plfa.pl
relacjďż˝ dodaďż˝: Bengoro |
|