Totalne zaćmienie
Bałtyk Gdynia przegrał u siebie z Vinetą Wolin 1:2 (1:1). Bramki dla gości strzelili Kacper Wittbrodt (21') i Bartosz Ława (62'-k.) zaś gola dla biało-niebieskich strzelił Wojciech Zyska (39'-k.).
Bałtykowi nie wyszedł ten mecz, a w szczególności druga połowa, gdy rywal wydawał się być na widelcu i grał przez blisko godzinę (wliczając doliczony czas gry) w osłabieniu (czerwona kartka Adrian Skorb 37'). Raził brak pomysłu na grę, brak ruchu, popełnialiśmy mnóstwo prostych błędów, za często faulowaliśmy rywali, którzy dzięki temu zyskiwali na czasie. Nasze dwa wielbłądy przyniosły bramki wyspiarzom, bo czy Vineta miała tak klarowne sytuacje, jakie mieli Mateusz Kuzimski, Piotr Karasiński czy Krzysztof Rzepa? Być może przyda się zespołowi zimny prysznic, ale dziś pozostaje żal, że nie wykorzystaliśmy nadarzających się okoliczności - porażka Sokoła, gra w przewadze. Boli głównie styl porażki.
Początek dla Vinety, ale z pobytu na naszej połowie nic nie wynikało. Filip Sosnowski odpowiedział strzałem z dystansu, a i dobitka Mateusza Kuzimskiego nie przyniosła nam bramki. Wtedy dość nieoczekiwanie straciliśmy bramkę. Piotr Karasiński dał dośrodkować z narożnika boiska Ławie, a Kewin Wesołowski wybijając piłkę głową nabił ją o głowę Wittbrodta i Marcin Matysiak wyjmował piłkę z siatki pierwszy raz od 561 minut. Można również dyskutować o braku wyjścia naszego bramkarza przy owym dośrodkowaniu, bo wydawało się, że czasu na interwencję było sporo. W zasadzie gol z niczego
Na dwa strzały Vinety obronione przez Matysiaka - Bałtyk zareagował strzałem z dystansu Kuzimskiego, który zaraz potem miał wymarzoną sytuację. Mając dużo miejsca i czasu okropnie przestrzelił z sześciu metrów. Na szczęście z rzutu karnego nie pomylił się Zyska, który chwilę wcześniej oberwał łokciem od Skorba. Ten zaś otrzymał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę (pierwszą obejrzał za bezpardonowe wejście na środku boiska w Dominika Klechę). Bramka naszego kreatora gry nieco nas uspokoiła i jednocześnie rozbudziła pragnienia na kolejne bramki, a te miały przyjść po zmianie stron, bo do przerwy już nic ciekawego się nie wydarzyło. Zaczęło się obiecująco, bo sytuacje mieli Kuzimski, Garczewski i Bejuk, ale najlepszą miał Karasiński, który pomylił się przy strzale głową z czterech metrów. I wtedy przyszła amnezja, jakbyśmy zapomnieli, jak się gra w piłkę. Fatalny błąd przytrafił się Tomaszowi Wypijowi i Matysiak faulował w sytuacji sam na sam. W myśl zaktualizowanych przepisów, sytuacja ta została wyceniona na żółtą kartkę. Z jedenastu metrów nie pomylił się Ława. Pozostawało pół godziny gry, to sporo aby tworzyć sytuacje bramkowe. Przez resztę czasu jednak wypracowaliśmy tylko dwie sytuacje strzeleckie. Pierwszą, idealną, miał Krzysztof Rzepa, ale tylko on posiada wiedzę, jak można tak skiksować z narożnika pola bramkowego. Później jeszcze próbował Marcin Poręba, ale jego uderzenie było za lekkie. Od straty bramki nie mieliśmy zupełnie pomysłu rozgrywanie akcji. Straciliśmy koncept gry. W przewadze mieliśmy strzelić zwycięską bramkę, a nie byliśmy gotowi na odwrotny scenariusz. Nasi zawodnicy nie byli sobą. Mnożyły się złe podania, złe decyzje, faule. Vineta skutecznie wybijała nam z głowy chęci na chociażby bramkę wyrównującą. Mieliśmy odskoczyć rywalom w tabeli, a to rywale (Kalisz, Świt, Elana) podgonili nas. Końcówka jesieni dla Bałtyku będzie bardzo trudna i te mecze powinny wskazać nam kierunek, w jakim zmierzamy. Rezerwy Pogoni i Lecha, następnie mecz w Chwaszczynie, gdzie jeszcze nie wygraliśmy. Jarota i Gwardia też chcieliby urwać nam punkty. Na koniec mecz jesieni - pojedynek z Elaną Toruń.
�r�d�o: www.baltyk.gdynia.pl
relacjďż˝ dodaďż˝: 1930 |
|